W porównaniu do awizowanych składów doszło do kilku zmian – wśród zielonogórzan zabrakło zmagającego się w dalszym ciągu z kontuzją ręki Aleksandra Loktajewa, którego zastąpił Kamil Adamczewski, wśród „Piratów” z Motali nie pojawił się Bartosz Zmarzlik, a w ekipie Esbjergu Motorsport Krzysztof Kasprzak, za których wystąpili odpowiednio: Matej Zagar i Chris Harris.
Początek zawodów nie przyniósł nielicznie zgromadzonym kibicom zbyt wielu emocji, zawodnicy przeważnie dojeżdżali do mety w takiej kolejności, w jakiej wychodzili spod taśmy. Wyjątkiem od tej reguły był wyścig drugi, kiedy Andreas Jonsson na samej mecie wyprzedził Piotra Pawlickiego oraz gonitwa numer 8, gdzie za plecami prowadzącego Grzegorza Zengoty toczyła się zacięta walka między trzema zawodnikami o 2 punkty. Po dwóch seriach startów Piraterna, Poole i Spar Falubaz punktowo pozostawały w bliskim kontakcie, zostawiając w tyle duński Esbjerg.
Od wspomnianego przed chwilą zwycięstwa Zengoty rozpoczął się lepszy fragment dla mistrzów Danii z sezonu 2013, bowiem manager Ib Pedersen za słabo spisujących się Rene Bacha oraz Harrisa zastosował rezerwy taktyczne i dzięki nim po 13. biegach Esbjerg tracił tylko punkt do trzeciej drużyny z Poole i ledwie pięć do lidera z Motali. To było jednak wszystko, na co było stać zawodników z kraju Andersena tego dnia.
Środkowa faza zawodów obfitowała w najciekawsze akcje wieczoru. Najpierw, w wyścigu dwunastym, Jonsson po słabym starcie na przeciwległej prostej środkiem toru zdołał wyprzedzić wszystkich rywali i niezagrożony pomknął po zwycięstwo. W kolejnym biegu za prowadzącym niezagrożenie Peterem Kildemandem toczył się wyśmienity pojedynek o dwa punkty pomiędzy Leonem Madsenem i młodszym z braci Pawlickich, z którego górą ostatecznie wyszedł ten drugi. W kolejnej gonitwie z kolei walkę o cenny punkt na ostatnim łuku wygrał kapitan miejscowych – Piotr Protasiewicz, pokonując notabene innego zawodnika Spar Falubazu, tym razem jeżdżącego w barwach rodzimego klubu – Mikkela Becha.
Wyścig szesnasty był dla zawodników niezwykle pechowy – najpierw próbującego szarżować po zewnętrznej Jonssona nie przepuścił Kildemand, w wyniku czego Szwed zanotował groźny upadek i na torze już się nie pojawił, Duńczyk zaś został wykluczony. W powtórce, zastępujący Jonssona Kamil Adamczewski na pierwszym łuku czwartego okrążenia bezceremonialnie potraktował Linusa Sundstroema i także został wykluczony. Trzecia odsłona biegu okazała się nieszczęśliwa dla uprzednio poszkodowanego, Szwed zaliczył bowiem defekt już pod koniec pierwszego okrążenia. W efekcie do mety dojechał sam Przemysław Pawlicki, który przez dwa ostatnie okrążenia pokonywał proste zielonogórskiego owalu na jednym kole przy owacjach zgromadzonej publiczności.
Jeszcze na dwa biegi przed końcem nie było pewne, która drużyna stanie na poszczególnych stopniach podium, a różnica między pierwszą a trzecią ekipą wynosiła ledwie 3 punkty. W biegu dziewiętnastym nie wystartował jednak w drużynie Poole Thomas H. Jonasson, który zmuszony był zrezygnować z jazdy z powodu złego samopoczucia, a ponieważ Rory Schlein poradził sobie na dystansie z Adamczewskim, pewne już było, iż zawody wygra drużyna z Motali. Wyścig dwudziesty od „świecy” rozpoczął Protasiewicz, czym przekreślił szanse polskiej ekipy na drugie miejsce – ostatecznie Piraterna wygrała zawody z 36 punktami, Poole zgromadziło 32 „oczka”, a Spar Falubaz – 30, ekipa z Esbjerg zaś wywalczyła 19 punktów.
W zwycięskiej drużynie ciężko dopatrzeć się słabych punktów, a decydującym przysłowiowym „języczkiem u wagi” wydaje się być postawa wspomnianego przed chwilą Schleina, który po słabych pierwszych dwóch startach, w dwóch następnych przywiózł 5 punktów. Zespół z Poole mógł liczyć przede wszystkim na Madsena i Grzegorza Walaska, oraz, do momentu wycofania się z zawodów, Jonassona. Gospodarze z Zielonej Góry w obliczu nierównej formy Krzysztofa Jabłońskiego i Jarosława Hampela, którzy potrafili zarówno wygrać wyścig, jak i przyjechać na końcu stawki, oraz opisanych wyżej upadków Protasiewicza i Jonssona mogą przyjąć trzecią lokatę jako adekwatną do wydarzeń torowych. Zawodnikom z Esbjerg zabrakło wsparcia dla liderów – Zengoty i Kildemanda, aby mogli na równi rywalizować z pozostałymi zespołami.
Ogólnie turniej można uznać za udany, martwić może jedynie frekwencja i co się może z tym wiązać – przyszłość turnieju Ligi Mistrzów w kolejnych latach. Sam fakt organizowania turnieju byłby do przyjęcia, gdyby mistrzowie swoich krajów byli aktualni oraz w możliwie zbliżonych składach do tych, w jakich występują w danej lidze. Może warto pomyśleć nad organizacją tego rodzaju turnieju na początku kolejnego sezonu, albo co wydaje się być lepszym pomysłem – pod koniec obecnego, lecz z aktualnymi mistrzami? W grę wydaje się także wchodzić cykl złożony z czterech zawodów – u każdego z mistrzów, jednak przy obecnym obłożeniu sezonu wszelkiej maści zawodami, może okazać się to zadaniem karkołomnym. Jaka przyszłość czeka żużlowy turniej Ligi Mistrzów? O tym najpewniej zadecyduje FIM w nadchodzących miesiącach.