Na szczęście stało się inaczej i ujrzeliśmy Australijczyka na MotoArenie. Myśli o tym, że bez tego sympatycznego i jakże dobrego żużlowca, "Kangury" mogą totalnie zapomnieć o obronie tytułu, mogła przerazić nie jedną osobę. Okazało się, że pojedzie, powalczy. Tylko czy będzie skuteczny? Czy nie będzie odczuwał skutków upadku? I czy Jason Doyle wniesie jakiś przyzwoity dorobek punktowy?
Aktualny Indywidualny Mistrz Australii udowodnił wszystkim, że jest ambitny i przydatny. Razem z Holderem wywalczyli trzecie miejsce, przegrywając w barażu z Polakami.
Po czwartkowym upadku w Anglii myślałem, że nie dam rady pojechać w Toruniu, ale na szczęście ręka przestawała boleć z godziny na godzinę i ostatecznie podjąłem decyzję, że wystartuję w zawodach. Miałem dzisiaj bardzo mocnego partnera. Jason Doyle jeździł tutaj przez cały wieczór jak natchniony i pokazał, że jest w stanie walczyć z najsilniejszymi żużlowcami świata. Ja nie chciałem go po prostu zawieść - mówił na łamach speedwaypairs.com Chris Holder.
Początek zawodów nie był dla niego udany, ale z biegu na bieg Australijczyk czuł się coraz lepiej, aż w końcu udało mu się dopasować do toru.
W barażu niestety nie udało nam się wygrać, ale Polacy byli zdecydowanie silniejsi. Mimo tego jestem zadowolony, bo opuszczam Moto Arenę w zdecydowanie lepszym nastroju niż ostatnio - zakończył uśmiechnięty Holder.