Dzisiaj w duńskim Vojens miał się odbyć finał Drużynowego Pucharu Świata. Niestety pogoda pokrzyżowała plany organizatorom. Deszcz sprawił, że zawody zostały odwołane i przesunięte na jutro.
Duńczycy wiedzieli, że dzisiaj będzie padało w Vojens. Starali się zabezpieczyć tor, jednak na nic to się zdało. Po kilkudziesięciominutowym opóźnieniu podjęto decyzję o rozegraniu pierwszego biegu. Żużlowcy wyjechali na tor, choć widać było, że jazda będzie dzisiaj wielkim wyzwaniem dla rajderów. Start, jazda gęsiego i walka, ale zamiast z rywalami, to z motocyklem i torem. Nie o to przecież chodzi w speedway'u. Później kolejne rozmowy, gestykulacje i... w końcu decyzja o odwołaniu turnieju.
Patrząc na to wszystko przychodzi mi do głowy to samo, co powiedział w jednym z wywiadów Przemysław Pawlicki. Organizatorom zależy na tym, by żużlowcy odjechali zawody w terminie. Wiadomo, prawa transmisyjne, sprzedane bilety i zobowiązania sponsorskie, ale głównie chodzi o piękno tego sportu oraz bezpieczeństwo samych jeźdźców. Jazda w błocie jeden za drugim w finale rozgrywek o Drużynowy Puchar Świata, to jakieś nieporozumienie. Zamiast cieszyć się wielkim świętem żużlowym i w sportowej rywalizacji rozdzielić medale, musieliśmy oglądać przykre obrazki z Vojens.
Swoją drogą Duńczycy mają w tym roku sporo problemów. Najpierw fatalnie przygotowali tor w Warszawie podczas Grand Prix na Stadionie Narodowym. Teraz nie udało się na własnych śmieciach, choć tu akurat pogoda znacznie się do tego przyczyniła. Zastanawia mnie jednak to, że mimo wszystko kazano wyjechać zawodnikom do pierwszego biegu. Do samego końca myślano, że uda się na fatalnej nawierzchni odjechać te zawody. Całe szczęście, że w tym biegu nie doszło do groźnych i bolesnych w skutkach sytuacji dla żużlowców.
Czas najwyższy chyba poważnie zastanowić się nad przyszłością tej dyscypliny. Wszyscy wiemy, że żużel jest drogim sportem, jednak nie można stawiać pieniędzy ponad wszystko. Zdrowie i bezpieczeństwo zawodników przede wszystkim. Ciągle jest to powtarzane, ale i tak dochodzi do takich nietrafionych decyzji jak dzisiaj i żużlowcy muszą wyjeżdżać na tor, który wygląda jak bagno.
Marcin Grabski (za: inf. własna)