Tarnowskie Jaskółki nie były zagrożeniem dla gorzowian
MoneyMakesMoney.pl Stal Gorzów – Unia Tarnów
Wiedziałem, że Unii może być ciężko nawet o bonusa, ale takiego lania się nie spodziewałem. Chyba nikt się nie spodziewał. Gorzowska Stal odradza się jak feniks z popiołów, a Unia Tarnów musi wygrywać wszystko u siebie i to najlepiej za „trzy”, by wciąż móc myśleć o ewentualnej rundzie play-off. Niedzielny pojedynek między tymi drużynami niestety wielu emocji nie przyniósł. „Jaskółki” nie stawiły w zasadzie żadnego oporu miejscowym. Początkowo wydawało się, że wynik pociągną jakoś Martin Vaculik i Janusz Kołodziej. Ten pierwszy kompletnie się pogubił, a dobra dyspozycja kapitana tarnowian to trochę za mało. Zawiedli właściwie wszyscy. Juniorzy na wyjazdach są kompletnie bezbarwni, Bjerre w Gorzowie bardzo wolny, a jeden przebłysk Mroczki nie mógł wyciągnąć drużyny z dna. Kompletnie niespasowany z torem był też nowy nabytek, Kułakow, który miał okazać się zbawieniem za nieobecnego Madsena. Na nieszczęście dla tarnowian, Rosjanin zawiódł kompletnie. Odradza się natomiast drużyna Stali, a Stanisław Chomski twardą ręką prowadzi zespół. Chyba nieco pogniewał się Krzysztof Kasprzak na trenera, że ten nie wypuścił go do biegów nominowanych. Forma „KK” nieco rośnie, choć do ideału bardzo daleko. Na pewno cieszy postawa Bartosza Zmarzlika, który zdobył wczoraj pełen czysty komplet punktów, co jest przecież niebagatelnym osiągnięciem. To dobrze, bo przecież ten młody zawodnik był załamany po finale DPŚ. Stal jedzie lepiej, ale pięć zdobytych „oczek” na słabszych drużynach i na własnym torze, nie jest jeszcze powodem, by już mówić o wielkim odrodzeniu. Choć niewątpliwie to spory zastrzyk dla żółto-niebieskich i solidny fundament do dalszego budowania dorobku punktowego. Myślę jednak, że o play-offach na razie nie powinni myśleć.
Ocena spotkania: 2
W naszym podsumowaniu będziemy oceniać dany mecz w skali 1-5, gdzie głównym kryterium będzie atrakcyjność danego meczu. Niestety, pojedynek gorzowian z Unią Tarnów wielu emocji nie przysporzył. Jedynie początkowo biegi z udziałem Kołodzieja dawały kibicom trochę walki na torze, ale w ostatecznym rozrachunku mecz należał do tych nudniejszych. W zasadzie zasługuje nawet na „jedynkę”, aczkolwiek jeden punkt bonusowy daję za Bartosza Zmarzlika, a także w kontekście faktu, że dzięki takiemu wynikowi i trzem punktom dla Stali, liga staje się jeszcze ciekawsza.
Najlepszy zawodnik meczu: Bartosz Zmarzlik
Kołodziej dwoił się i troił, jeździł widowiskowo i został żużlowcem kolejki. Ja również typowałbym jego na najlepszego zawodnika meczu, ale nieco ten znakomity obraz przykryły mi dwa ostatnie jego biegi, gdzie nie był już tak skuteczny. Zmarzlik osiągnął natomiast życiowy sukces i należy to docenić.
Beniaminek musiał uznać wyższość „Najbardziej utytułowanego klubu w Polsce”.
MRGARDEN GKM Grudziądz – Fogo Unia Leszno
Dobrego złe początki, złego złe początki ? Ciężko powiedzieć. W sercach grudziądzkich kibiców jest teraz miejsce na smutek. Wczoraj na stadionie przy ulicy Hallera 4 oglądaliśmy to, czego każdy oczekuje od speedwaya czyli dramatyczne zwroty akcji, szalone ataki i walka do ostatniego metra o każdą zdobycz punktową. MRGARDEN GKM Grudziądz pokazał, że jest ambitną drużyną, jest w stanie podnieść się z kolan i zacząć walczyć.. Każdy kto choć trochę zna się na żużlu wiedział, że Fogo Unia Leszno jedzie w tym spotkaniu w roli faworyta. Pierwsze biegi sprawiały, że w oczach miejscowych kibiców pojawiły się naprzemian złość, niedowierzanie, załamanie. Gospodarze wydwali się jechać jakby we mgle, zapominając, że jadą na swoim torze i całkowicie gubiąc jego atut. Przebudzenie nadeszło w biegu siódmym, przed którym drużyna Roberta Kempińskiego przegrywała już 8:22. Właśnie to pierwsze biegowe zwycięstwo przywróciło wiarę we własne siły zawodników MRGARDEN GKM Grudziądz co przełożyło się na biegowe remisy oraz kolejne zwycięstwa w biegach. W wyścigu trzynastym przewaga Leszczynian stopniała do dwóch punktów i w obu zespołach nastąpiła ogromna mobilizacja. Po wygranym przez gospodarzy biegu czternastym zaczęła się walka nerwów. W parkingu zrobiło się gęsto a na trybunach zarówno biało – niebiescy jak i żółto – niebiescy kibice modlili się do kogo się dało, aby to ich zawodnicy nie ugięli się i jak najlepiej wyjechali ze startu. Ten, kto słuchał tych modlitw był bez wątpienia po stronie Leszna. Atomowy start Zengoty i Pedersena sprawił, że ani Buczkowski a tym bardziej Laguta nie byli w stanie nic zrobić. Wychodzi na to, że połowa drogi do wygrania meczu w Grudziądzu to wygrać start, czego miejscowym zdecydowanie brakuje. Druga połowa drogi to punktujący juniorzy, których także gospodarzom brakuje. Śmiało można stwierdzić, że ciągną na dno okręt zwany „Ekstraliga MRGARDEN GKM Grudziądz”, ponieważ praktycznie w każdym meczu to ich cennych oczek brakuje aby wygrywać spotkania. Sam wychowanek miejscowej drużyny – Krzysztof Buczkowski podczas pomeczowej konferencji powiedział, że w trzech i pół zawodnika nie da się wygrać spotkania. Czy drużyna z Grudziądza utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej ?
Mecz należy ocenić na mocne 4.
Zawodnicy Roberta Kempińskiego nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonych zawodników z Leszna, którzy od początku zawodów aż do ich końca punktowali na równym poziomie. W drużynie gospodarzy nastąpiło przełamanie oraz wybudzenie się z letargu, jednak wysiłki włożone w połowie i końcówce meczu nie wystarczyły na pokrycie strat początku spotkania. Na torze było widać walkę, ambicje, radość oraz smutek.
Zawodnikiem meczu po dłuższym zastanowieniu zostaje Nicki Pedersen.
Mimo kontrowersyjnego zachowania na torze a także poza nim na tor przy Hallera 4 wszedł „w biegu”. Wystaczyła mu próba toru aby wiedzieć jakich przełożeń należy dokonać i spokojnie zdobywać punkty. W zasadniczej fazie meczu Pedersen oddał zwycięstwo tylko raz – musiał uznać wyższość Krzysztofa Buczkowskiego w biegu ósmym. W ostatnim wyścigu genialnie pojechał z Grzegorzem Zengotą zapewniając wygraną swojej drużynie. Nicki Pedersen jest zdobywcą trzynastu punktów i bonusa.
...tymczasem we Wrocławiu - standardowo
Betard Sparta Wrocław – KS Toruń
Wielu ekspertów zapowiadało ten mecz jako bezpośrednią walkę o fazę Play-off. Żaden z nich również nie pokusił się o wynik wyższy niż 47:43 dla wrocławian. Fakt, na papierze obie drużyny wyglądają niezwykle ciekawie i podobnie.
Od początku spotkania jednak było widać przewagę jednej z drużyn, a mianowicie gospodarzy, którzy po trzech biegach prowadzili już 13:5. Na nic zdawały się rezerwy taktyczne Jacka Gajewskiego. W bój rzucono pięć takich rezerw, przy jednej rezerwie zwykłej. Trzy razy odnotowaliśmy remis, raz torunianie odrobili dwa punkty i raz stracili cztery. Więc prosta kalkulacja pokazuje, że zespół nie zyskał, a nawet stracił na tych rezerwach. Cóż jednak miało począć biedne trio Gajewski-Krzyżaniak-Ząbik, jak ich krajowi zawodnicy nie jechali kompletnie nic. Adrian Miedziński i Kacper Gomólski zanotowali po dwie „śliwki”, zaś Oskar Fajfer zdołał przywieźć za plecami jedynie wolnego tego dnia Tomasza Jędrzejaka. Niektórzy wspominają, że brak w toruńskim zespole Darcyego Warda. Nie pomyśleli jednak, że ani za „Miedziaka”, ani za Gomólskiego Ward jechać nie może. Ktoś z trójki Laguta-Doyle-Holder musiałby jechać bardzo słabo. Jak na razie pierwszym do grzania ławy jest Mistrz Świata z 2012 roku.
Wrocławski zespół jechał jak z nut i skrzętnie powiększał przewagę. Po serii trzech zwycięstw 4:2, wynik widniał 27:15, a komplety na swoim koncie mieli Tai Woffinden i.. Michael Jepsen Jensen, który w końcu nabrał wiatru w żagle i przywoził trójkę za trójką. Mechanizm zaciął się gdy przyszło walczyć z fenomenalnym tego dnia Grigorijem Lagutą. Po wpadce w pierwszym biegu, następne cztery biegi wygrał Maciej Janowski, który potwierdza znakomitą formę w tym sezonie. Kolejny ładny, dobry, na miarę oczekiwań mecz odjechał Vaclav Milik. Sześć punktów i dwa bonusy to coś na co liczyli przed sezonem włodarze i kibice wrocławskiej Sparty. Warto zauważyć fakt, iż w drużynie Piotra Barona zaszła zmiana. Otóż porozbijanego i jeżdżącego ostatnio bez głowy Adriana Gałę, zastąpił Damian Dróżdż. Dwa punkty przy jego nazwisku brzmią dosyć fajnie, bo wywalczył je na trasie i to na jeźdźcach dużo lepszych od niego. Waleczny na trasie, troszkę słabszy na starcie. Zupełnie na odwrót było z Jędrzejakiem, który tego dnia nie może zaliczyć do udanych. Po niezłym starcie rywale wywozili go pod bandę i było po biegu. To za sprawą jego Spartanie przegrali jedyny bieg 1-5. Kapitanowi można wybaczyć.
Ocena spotkania: 2
Niestety.. Znów na Stadionie Olimpijskim nie działo się nic. Poza pojedynczymi mijankami nie mieliśmy wielu emocji. Nie ma więc co komentować. Wiało nudą, ale nie zgodzę się z tym, że we Wrocławiu nie da się wyprzedzać.
Zawodnik meczu: Grigorij Laguta
Mam wielki dylemat co do zawodnika meczu. Internauci wybrali Taia Woffindena. Ja, choć wrocławianin z krwi i kości wybieram Rosjanina, gdyż jako jedyny z toruńskich Aniołów potrafił połapać się co do ustawień i bardzo skutecznie wygrywać z gospodarzami. Jako jedyny, obok Jensena wygrał z czwartego pola! Można? Można. 14 punktów przy jego nazwisku to bardzo pokaźna zdobycz.
Średnia ocena atrakcyjności tych spotkań to 2,6. To niezbyt wysoki wynik jak na Najlepszą Ligę Świata.
TRZECH NAJLEPSZYCH RAJDERÓW
1.Bartosz Zmarzlik
2.Nicki Pedersen
3.Grigorij Laguta
Opracowali :
Amadeusz Bielatowicz
Aleksandra Zgardowska
Maciej Markowski