Unia Leszno w tym roku wywalczyła złoto, okazała się też jedną z najlepszych drużyn w Ekstralidze, wygrywając również rundę zasadniczą. Co prawda jak wszędzie zdarzały się małe wpadki, ale jest przecież to upragnione, wywalczone złoto.
Kogo to zasługa? Oczywiście całej drużyny, ale za bohatera nie uważam ani Nickiego Pedersena, ani Emila Sajfutdinowa, ani Grzegorza Zengotę. Jak dla mnie bohaterem jest Adam Skórnicki. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. "Skóra" wprowadził w Lesznie atmosferę, której w wielu drużynach brakowało. Menadżer Byków był nie tylko ich wodzem, ale również kumplem. Wszyscy wiemy, jaki potrafi być Nicki. Duńczyk ma trudny charakter, ale Adam chyba go zaczarował. Nie było pretensji, skarg itp. W sumie od razu widać różnicę, od kiedy Skórnicki został menadżerem Fogo Unii Leszno - weźmy pod uwagę zeszły sezon, gdzie na ekipę z Wielkopolski chyba nikt nie stawiał, a wywalczyli srebro. Przejdźmy jednak do tego sezonu. Trenera charakteryzował spokój, opanowanie i stawianie na zawodników, na których chyba nikt prędzej by nie postawił. Finał w Lesznie: menadżer postawił na 16 letniego Dominika Kuberę, który przywiózł na swoimi plecami Maksyma Drabika i Macieja Janowskiego. Kiedy oglądałam te dwa wyścigi, w których finałowy debiutant (Kubera już miał swój debiut w PGE Ekstralidze, jechał w tym sezonie w spotkaniu z Unią Tarnów) z Leszna jechał na pierwszym miejscu, przecierałam oczy ze zdumienia. Adam miał nosa, mało tego, kiedy wynik meczu był już przesądzony, w ostatnim wyścigu dał kolejną szansę Dominikowi. Należy pamiętać też o tym, że Skórnicki jest nie tylko teoretykiem, ale i praktykiem.
Szczerze zazdroszczę złotej drużynie, że mają u siebie dobrego ducha, jakim jest Adam Skórnicki.
Czas przejść do winowajcy. Bardzo ciężko wskazać w tym najlepszym zespole kogoś, kto zawalił. Każdemu przecież wpadki się zdarzają, ideały nie istnieją. Wybrałam - stety albo dla niektórych i może niestety - Tobiasza Musielaka. Kapitan Byków tego sezonu do udanego zaliczyć nie może. W tamtym roku zakończył wiek juniora i w składzie pojawił się jako senior. Oczekiwania tym bardziej były większe. W drugiej kolejce na domowym torze Musielak pojechał świetnie, w trzecim meczu PGE Ekstraligi przeciwko Unii Tarnów, również na domowym torze, było już gorzej. W czwartej kolejce w Gorzowie wychowanek Byków nabawił się kontuzji, przez co miał przerwę w startach. W 6 zaś kolejce ponownie można było oglądać Musielaka, jednak w Zielonej Górze również nie zaliczył dobrego występu. Tragedia zaś była we Wrocławiu, bo trzy zera w trzech startach to fatalny wynik. Nawet w meczu z Rzeszowem też mu jakoś nie poszło. Przejdźmy do półfinałów - w spotkaniu na stadionie Smoczyka z KS Toruń, Tobiasz wypadł blado. W meczu finałowym w Częstochowie dramatu nie było, ale w spotkaniu finałowym też trochę słabo to wyglądało. Czasem Musielak był odsuwany od składu na rzecz Tomasa H. Jonassona. Teraz trochę statystyk Tobiasz odjechał 11 spotkań, zdobył 45 punktów, w tym 8 bonusów.
Kapitana Byków może usprawiedliwić kontuzja, ale ten sezon zdecydowanie nie należał do niego. Trochę szkoda.
Ktoś może powiedzieć, że porażką byłoby niezdobycie złota z takim składem. Pamiętajmy, że żużel to sport, w którym nie da się przewidzieć wszystkiego. Leszno miało świetną ekipę, złoto jak najbardziej im się należało. Ciekawi mnie, jaki będzie skład Byków w 2016.