Zadłużenie żółto - biało - niebieskich wynosi 300 tys. złotych. Klub próbował ubiegać się o licencję nadzorowaną, lecz wniosek ten został przez GKSŻ odrzucony, gdyż warunkiem było podpisanie ugody finanowej ze wszystkimi zawodnikami, a trzech żużlowców odmówiło pójścia na ugodę. Ich nazwiska nie są oficjalnie podawane, ale wiadomo, że chodzi o Polaków.
W długim i ciemnym tunelu walki o licencję dla klubu zapaliło się jednak dla klubu światełko - chęć porozumienia się z działaczami publicznie zadeklarował Patryk Malitowski.
Pozostało zatem jeszcze dwóch zawodników do przekonania. Czas ucieka, ale prezes lubelskiego klubu Andrzej Zając jest dobrej myśli - Negocjacje nie są trudne, ale długie. Niektórzy oczekują dodatkowych pieniędzy za podpisanie porozumienia, ale liczę, że w końcu uda nam się dogadać. Jestem zbudowany tym, z jakim zrozumieniem większość chłopaków podeszła do naszej sytuacji. Gdy sposobiłem się do rozmów z nimi, byłem pełen najczarniejszych myśli. Ale usłyszałem: ?Prezes, niech się prezes nie martwi. Niech prezes załatwia licencję. My chcemy jeździć w Lublinie, zaczekamy na pieniądze?. Chcemy uregulować wszystkie zaległości do końca czerwca. - powiedział na łamach Dziennika Wschodniego.
Na chwilę obecną GKSŻ zdaje się nie brać lublinian pod uwagę jako uczestnika ligi w roku 2016. Przedstawiciele "Koziołków" nie otrzymali nawet zaproszenia do rozmów o kształcie przyszłorocznych rozgrywek, które mają olbrzymie znaczenie dla całego środowiska żużlowego. Jednocześnie centrala przyznaje, że jeżeli KMŻ zdoła podpisać wszystkie porozumienia w ciągu najbliższego czasu, sytuacja może się jeszcze zmienić. Nad Bystrzycą o tym wiedzą i nie tracą wiary w to, że wiosną 2016 roku na Alejach Zygmuntowskich ponownie zawarczą żużlowe motocykle.