Get Well Toruń na własnym obiekcie wypracował sobie właściwie, sześciopunktową przewagę przed rewanżem na Stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie. Mogło być więcej ale podopieczni Stanisława Chomskiego przytomnie uciekli spod krzyżackiego topora. Przez tydzień trwały dywagacje czy ta przewaga ?Aniołom? wystarczy. Jak się okazało nie wystarczyła. Moim zdaniem, Get Well Toruń mógłby czuć się komfortowo przy wyniku 52:38 z pierwszego meczu. Ciężko jednak też liczyć na tak wielką przewagę jeśli jedzie się w finale PGE Ekstraligi i jadą dwie najlepsze ekipy w Polsce.
Od wczoraj analizuje się dlaczego Get Well Toruń nie zdobył złotego medalu. Odpowiedź jest prosta ? bo nie zdobył więcej punktów w dwumeczu niż Stal Gorzów. Bawiąc się w ?grzebanie? w tym widowisku to nasuwa się kilka kwestii. Po pierwsze błąd taktyczny Jacka Gajewskiego, po drugie stan gorzowskiego toru, po trzecie decyzje sędziego i po czwarte, najważniejsze, dyspozycja toruńskich zawodników.
W mojej ocenie w toruńskiej drużynie zabrakło punktów juniorów i drugiej linii. Greg Hancocka, Martin Vaculik i Chris Holder zrobili swoje albo nawet więcej. W spotkanie nie wszedł dobrze Adrian Miedziński, który po dwóch biegach został zmieniany. Dużo wiatru i starań na torze zrobić Kacper Gomólski ale nie przełożyło się to na zdobycz punktową. Zdecydowanie Jacek Gajewski nie miał oparcia w juniorach. O ile po Igorze Kopciu-Sobczyńskim można był się tego spodziewać to cztery punkty Pawła Przedpełskiego w pięciu biegach to zdecydowanie za mało. Jest to czas kiedy od toruńskiego młodzieżowca można było oczekiwać więcej. Ma mu prawo przydarzyć się słabszy dzień, szkoda tylko, że miał on miejsce w finale. Dla porównania juniorzy gospodarzy zrobili wspólnie szesnaście punktów w tym cztery Adriana Cyfera! Na tym polu ekipa z Grodu Kopernika przegrała z kretesem.
Kolejna rzecz to jeden wielki błąd popełnił Jacek Gajewski. Nie została wykorzystana rezerwa taktyczna w postaci Grega Hancocka. Owszem, mógł przywieźć zero ale mógł też zrobić trzy punkty i nie jest to teoria z kosmosu. Ja osobiście myślałem, że Jacek Gajewski puści Amerykanina już w biegu jedenastym za Kacpra Gomólskiego. Bowiem, zaskakujące dla mnie było to, że ?Ginger? jechał aż cztery razy, z czego dwa wyścigi ukończył. Pomyślałem, że manager toruńskiej drużyny trzyma Hancocka na później. Ale jeśli tak myślała, to nie mogło dojść do sytuacji z trzynastego biegu gdzie Martin Vaculik przejechał przed Chrisem Holderem. Nie wiem czy ktoś, zawodnikom tego przed biegiem nie powiedział czy może oni w ferworze walki nie byli w stanie wypełnić poleceń. W każdym razie, to moim zdaniem to otworzyło Stali Gorzów drogę do mistrzostwa. Nie tam sędziowie czy dziurawy tor. Szkoda, bo mleko już się rozlało.
Co do decyzji sędziego. Mogę się narazić, w końcu to tylko moje zdanie jest w tym felietonie a nie wszech obowiązująca prawda, ale w biegu piątym Gomólski słusznie był wykluczony. Przemysław Pawlicki wszedł ostro pod zawodnika z Torunia i może był lekki kontakt deflektorem ale to nie musi już oznaczać upadku. ?Żużel to nie szachy? mi obrzydło ale kontakt nie musi już oznaczać faulu! Kacper pewnie się przestraszył Przemka ale nie atak był przyczyną upadku tylko to, że Gomólski wpadł w dziurę, pociągnęło go i stracił rytm jazdy. Jednak decyzje sędziego, gdzie najpierw jeden zawodnik Stali Gorzów kradnie start a potem drugi i bieg jest puszczony to dla mnie jest nieporozumienie. Powiem tak, moim zdaniem jeśli zawodnik przed puszczeniem taśmy nie ruszył się i wstrzelił się to bieg powinien być kontynuowany. Czyli tak jak wczoraj. Ale skoro wedle przepisów takie biegi trzeba powtarzać, to te dwa z niedzielnego wieczoru też trzeba było powtórzyć. W pierwszym meczu finałowym na Motoarenie Paweł Przedpełski też idealnie wstrzelił się ze startu a bieg został przerwany. Dlaczego? W końcu to najlepsza liga świata i wszystko jest możliwe.
Jeśli ktoś upatruje porażkę Get Well Toruń w przygotowaniu toru to jest dla mnie laikiem. Głosy o antyżużlu i zabijaniu widowiska do mnie nie przemawiają. Owszem, lepiej żeby było dużo ścigania i kapitalne widowisko ale tor ma być atutem gospodarzy a nie gości. W Gorzowie, wczoraj ścigano się tylko przy kredzie. Ale co z tego? Tak chcieli, w takich warunkach się czują dobrze to taki tor zrobili, proste. Może i nie miało to nić wspólnego z żużlem ale atut toru ma służyć gospodarzom. Ale jeśli ma już tylko nieść ten krawężnik to niech będzie równy jak stół. Tego oczekuję od każdego klubu, żeby na torze nie było dziur i kolein. I to jest farsa, że na Jancarzu zawodnicy wisieli na kierownicy żeby im motocykla spod tyłka nie wyrwało. W Toruniu, w Grudziądzu taki tor da się przygotować. Tor niech będzie atutem dla gospodarzy ale niech nie będzie pułapką dla gości. W każdym razie, tor był równy dla wszystkich i trzeba było sobie radzić, kiedyś tory były zupełnie inne i nikt nie płakał.
To co napisałem wyżej można uznać za pretensje kibica z Torunia. Absolutnie nie. Uważam, że Stal Gorzów zasłużyła na tytuł Drużynowego Mistrza Polski i gratuluję im tego. Nie był to zespół, który psim swędem wszedł do play off i na kontuzjach innych zdobył złoto. Stal Gorzów wygrała rundę zasadniczą i trzy z czterech spotkań z fazy play off. Nie było tam miejsca na przypadek. Zasłużyli i wielkie brawa za to.
I na koniec bardzo mnie cieszy jedna rzecz. Ten finał rozegrał się w pełnych składach. O mistrzostwie nie zadecydowały kontuzje, wykluczenia, defekty, taśmy, pomeczowe kontrole dopingowe czy motocyklowe. Złoto i srebro rozdano na torze. Trzeba mieć trochę szczęścia ale szczęście sprzyja lepszym.
W Toruniu srebro trzeba przyjąć z radością. Były mecze w sezonie gdzie ciężko było wierzyć w tytuł. Get Well Toruń utarł nosa Falubazowi, w finale do czternastego biegu trzymał w niepewności. Ekipa z Torunia nie pojechała do Gorzowa położyć się na torze. Walczyła o każdy centymetr toru, nie odpuściła żadnego biegu. U chłopaków było widać determinacje i ambicje. Nie jechało siedem indywidualności tylko cała drużyny. W tych meczach stworzył się zespół, który za rok może wygrać wszystko. Jestem dumny z tego, że toruński zespół postawił się obu rywalom z lubuskiego mimo, że wszyscy eksperci skazywali ekipę Jacka Gajewskiego na pożarcie i nikt nie zwracał na nich za bardzo uwagi. A zabrakło im trzech punktów do złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. Gloria Victis!