W okresie świąteczno-noworocznym w żużlu dzieje się niewiele, ale właśnie rozpoczęła się impreza, obok której od dłuższego czasu nie umiem przejść obojętnie ? Rajd Dakar. Przez wiele lat po cichu marzyłem o starcie w tym ekstremalnie wymagającym wydarzeniu, a ostatnio marzę o tym coraz? głośniej. Nie ukrywam, że chciałbym kiedyś zmierzyć się z południowoamerykańskimi bezdrożami, a przy okazji z samym sobą. Uczestnicy Dakaru podkreślają, że wiele razy trzeba tam balansować na granicy własnych słabości i ograniczeń, że łatwo przekroczyć cienką, niewidoczną linię między odwagą a brawurą, rozwagą a szaleństwem, ryzykiem a lekkomyślnością. Mam wielki szacunek dla nich wszystkich. Trzeba być wielkim sportowcem, by Dakar ukończyć, a co dopiero wygrać! Wiem, że mam w sobie wystarczająco samozaparcia, by spróbować. Owszem, oprócz umiejętności sportowych i cech charakteru potrzebna jest też walizka pieniędzy, ale to przecież we współczesnym sporcie norma. Nie tylko w sporcie zresztą. Nie posmarujesz, nie jedziesz. Taka jest brutalna prawda.