Kapitan zielonogórskiego klubu był nieomylny. Na torze w Pierwszej Stolicy Polski "dwoił się i troił", aby nie oglądać pleców żadnego z rywali. - To był tylko półfinał, dlatego zachowajmy spokój i pokorę. Dla mnie liczył się awans. Od początku wszystko pasowało, dlatego jazda była udana. Tor był świetnie przygotowany. Brawa dla organizatorów - na takim torze w Gnieźnie, który nadaje się do walki nie jeździłem jeszcze nigdy, a jeżdżę przecież ładnych parę lat. Wielki szacunek i ukłony. Jedziemy dalej. To był tylko półfinał, teraz powalczymy we finale - skomentował swój występ Piotr Protasiewicz, który os soboty zmaga się z przeziębieniem.
Finał Złotego Kasku odbędzie się 14 kwietnia na torze w Zielonej Górze. "PePe" sceptycznie ocenia swoje szanse w tych zmaganiach, pomimo niewątpliwego atutu w postaci własnego toru. - Na finał zjadą się świetni zawodnicy, tak naprawdę cała czołówka krajowa. Potrafiłem się pogubić na początku zawodów w kadrze w niedzielę (dop.red w meczu Polska - Reszta Świata rozegranym w Zielonej Górze Protasiewicz zdobył osiem "oczek" z bonusem), więc istnieje możliwość, że pogubię się we finale. Mniej więcej, jednak wiem, gdzie był problem, dlatego też będzie troszeczkę łatwiej. Nie sugerowałbym się, więc torem, bo stawka będzie wyborna. Każdy z tych zawodników potrafi się ścigać, a tor nie będzie dla nich żadną tajemnicą. Liczy się awans i to jest mój cel. Zobaczymy czy się uda.
Oprócz 42-latka przepustkę do finału uzyskali Kacper Gomólski, Mirosław Jabłoński oraz Mateusz Szczepaniak. W Grodzie Lecha zawiedli faworyci, m.in. kolega klubowy Protasiewicza - Jarosław Hampel. - To jest tylko speedway. Nie ma tutaj jakiegoś patentu na wygrywanie. Są lepsze i gorsze wyścigi. Każdy potrafi trzymać gaz i skręcać w lewo. Zdawałem sobie, że ten półfinał to nie będzie sielanka. Tym bardziej, że dostaliśmy takiego psikusa w postaci tylko czterech miejsc. Co roku coś się zmienia w tej kwestii. Pewne osoby robią sobie dziwne ustawienia miejsc, nominacje. Są to eliminacje 2018, a niektórzy jadą już w finałach. Uważam, że to jest bardzo nie fair w stosunku do innych zawodników. Margines błędu jest zatem bardzo mały. Jeden słabszy wyścig potrafiłby sprawdzić, że w szeregi mojego teamu wkradłaby się nerwówka i tych punktów mogłoby brakować. Od początku, jednak udało nam się trafić z ustawieniami. Mój silnik po prostu fruwał na torze. Ja też pozwalałam temu motocyklowi jechać. Wszystko się udało posklejać w całość i jest we finale - zakończył wychowanek klubu z Zielonej Góry.