Niedzielny pojedynek na Olimpijskim od samego początku nie układał się po myśli gości. Żółto-niebiescy w pierwszej części spotkania nie mogli się odnaleźć. W 3 gonitwie dnia na tor upadł Krzysztof Kasprzak, niestety żużlowiec upadł tak niefortunnie, że nie był zdolny do dalszej jazdy. Jak okazało się po zawodach, Kasprzak doznał złamania obojczyka. Piotr Paluch miał do dyspozycji tylko 6 zawodników.
W początkowej fazie zawodów problemy miał również Martin Vaculik, który nie mógł dopasować ustawień do nawierzchni wrocławskiego owalu. Słowak w porę odnalazł odpowiednie ustawienia i wygrał swoje trzy ostatnie biegi.
-Wcale nie jestem bohaterem tego spotkania! Cała drużyna się spisała. Byliśmy osłabieni brakiem Krzyśka. Mam nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze. Spięliśmy się. Rozgryźliśmy ten tor. Z tego, co zauważyliśmy, byliśmy pogubieni na samym początku z przyłożeniami. Sam za siebie mogę powiedzieć, że na te 3 ostatnie biegi się spasowałem i ta różnica w ustawieniach była olbrzymia. Jak teraz spojrzę na te swoje pierwsze trzy biegi, to te ustawienia co miałem na początku, to się w ogóle nie łapałbym się na szpryce. Odpowiednie dopasowanie było tu kluczem do sukcesu. Bardzo dobrze, że w sumie w ostatniej chwili złapaliśmy ustawienia. Ciesze się bardzo, że wygraliśmy to spotkanie. Pozdrawiamy Krzyśka, chcemy, żeby jak najszybciej do nas wrócił, bo go bardzo potrzebujemy- oświadczył żużlowiec z miasta nad Wartą.
Gorzowscy żużlowcy mimo początkowych kłopotów, walczyli do samego końca, co się opłaciło. Co było kluczem do sukcesu?
-My przede wszystkim bardzo się między sobą komunikujemy, pomagamy sobie. Nils mi bardzo pomógł z tymi ustawieniami dzisiaj, to on mi powiedział, co trzeba tu założyć. Jak to założyłem to i to zadziałało. Bardzo dziękuję Nilsowi, bo w dużej mierze jego rady mi pomogły w tym wszystkim. Działamy jak drużyna. Wiemy, jak jedziemy i cieszymy się tą jazdą -zakończył sympatyczny Słowak.