Po obfitych opadach deszczu, które przeszły nad Łodzią w dniach poprzedzających mecz, gospodarze nie zdołali przygotować toru na czas i spotkanie odbyło się z godzinnym opóźnieniem. Przesunięcie rozpoczęcia mogło być dłuższe, gdyby nie determinacja obu drużyn i chęć odjechania zawodów. Ważną przyczyną prób przygotowania toru było to, że prezes Orła uznał, iż są to prawdopodobnie ostatnie zawody na starym stadionie i zarządził wstęp wolny, by jak najwięcej osób mogło pożegnać wysłużony obiekt. Te działania przyniosły efekt, ponieważ stadion szczelnie się wypełnił, co było bardzo rzadkim widokiem przez ostatnie sezony. Ten mecz pokazał, że ludzie całym województwie są ciekawi, czym jest żużel, a okolicznością sprzyjającą było wyrównane i ciekawe spotkanie, które mogło zachęcić nowych kibiców do oglądania żużla na żywo w przyszłości.
Gdy zawodnicy wyjechali wreszcie do pierwszego biegu, było czuć emocje i stawkę spotkania. Goście są zdecydowanymi faworytami rozgrywek i to oni byli pod dużo większą presją. Podeszli do meczu jednak bardzo zmobilizowani i nastroje kibicom popsuł były ulubieniec trybun - Jakub Jamróg, któremu jednak miejscowi bili brawo pomimo tego, że przez większość meczu zdecydowanie odjeżdżał zawodnikom gospodarzy. Za nim przyjechał Peter Ljung, a dość niespodziewanie zostawił w tyle Hansa Andersena, który nie pokazał dużej szybkości. Na ten cios szybko odpowiedzieli młodzieżowcy Orła. Ku uciesze publiczności wygrał debiutujący w lidze na własnym torze Jakub Miśkowiak, a ze sporą stratą do niego przyjechał Michał Piosicki, który toczył walkę w bliskim kontakcie z Patrykiem Rolnickim, jednak ten upadł na tor, jednak wstał i zszedł z toru, co pozwoliło dokończyć bieg. Junior Unii wykazał się zachowaniem fair-play, gdyż wiedział, że jego kolega z drużyny jedzie daleko z tyłu i mógł poczekać na przerwanie wyścigu, jednak nie zrobił tego i gospodarze odrobili straty. Po trzeciej odsłonie goście znów wyszli na prowadzenie, które systematycznie powiększali aż do biegu nr 8 i wydawało się, że trudno będzie ich zatrzymać za sprawą Kennetha Bjerre, Petra Ljunga i Jakuba Jamroga. Cała trójka seniorów dystansowała rywali i ich kolejne zwycięstwa przybliżały Unię do wygranej.
Przełamanie nastąpiło w 9 gonitwie, gdy jadący z rezerwy taktycznej Rohan Tungate świetnie rozegrał pierwszy łuk, a z tyłu stawki atakował zdeterminowany Hans Andersen. Jego wysiłek przynióśł oczekiwany skutek, ponieważ na ostatnim okrążeniu ograł Artura Mroczkę i Orzeł zmniejszył straty z 10 pkt do 6. Kolejny start, to kolejna wygrana gospodarzy. Po raz kolejny świetnie zaprezentował się Tungate, a przebudził się Aleksandr Loktajew, który z determinacją ścigał rywali i w końcu udało mu sie wyprzedzić dość niespodziewanie Kennetha Bjerre. Strata wynosiła w tym momencie tylko 2 punkty, ale potem Orzeł wyprowadził kolejny cios i wygrał 5:1, przez co pierwszy raz w meczu wyszedł na prowadzenie. Kolejne 2 biegi skończyły się wynikami odpowiednio 2:4 i 4:2, co zwiastowało duże emocje w biegach nominowanych. W czternastej odsłonie goście zwyciężyli 4:2, przez co odrobili straty a w ostatnim biegu padł remis 3:3 po zwycięstwie Rohana Tungate'a i takmi wynikiem Orzeł najprawdopodobniej zakończył starty na stadionie przy ul. 6 sierpnia.
Grupa Azoty Unia Tarnów: 45