Właśnie. Wśród twoich pretensji wobec Komisji Torowej pojawił się zarzut "sprzedaży zawodników". Co konkretnie miałeś na myśli?
– Komisja Torowa zawarła w regulaminie punkt o wykupnym za zawodnika. Załóżmy, że żużlowiec podpisuje kontrakt z jakimś klubem na określoną kwotę. Po jakimś czasie przechodzi do innego klubu i jego macierzysty klub ma prawo zażądać rekompensaty za zainwestowane w tego żużlowca pieniądze. Oczywiście, takie praktyki istnieją też w innych dyscyplinach, ale wtedy uczestniczą w nich wszyscy: zawodnicy, kluby, menedżerowie. U nas jeśli kluby dogadają się między sobą co do zmiany barw przez danego zawodnika, to on nie ma już nic do powiedzenia. Mówię z doświadczenia, ponieważ sam byłem swego czasu ofiarą podobnych praktyk. Ja, Grisza Łaguta, mój brat Emil również. Po co takie praktyki w umierającej dyscyplinie? Wychodzi na to, że dostatecznie bogate kluby, Mega Łada Togliatti czy Turbina Bałakowo, mogły wykupić każdego, kogo chciały. A co z mniejszymi klubami?
Dla nas, żużlowców, sport to całe życie, i nie chcemy, żeby ktoś decydował za nas, gdzie mamy startować, i jeszcze pytał potem, o co nam w ogóle chodzi. Czasem brak już na to nerwów. Nie prosimy przecież o pieniądze, tylko o to, żebyśmy mogli uprawiać nasz sport i żeby tym sportem zajmowali się profesjonaliści, którzy się na tym znają i którzy chcą rozwijać żużel.
– Co z tym można zrobić? Widzisz jakąś receptę na tę sytuację?
– Po pierwsze należy zmienić Federację, nie w sensie ludzi, ale w sensie myślenia o sporcie. Sport powinien być traktowany jako rozwój. Jeżeli mówimy konkretnie o żużlu, trzeba zacząć od miniżużla. Przecież wybudowanie minitoru, odsypanie trybuny i zrobienie małego parku maszyn to nie jest ogromny koszt. Ale żeby upowszechnić szkółki żużlowe, musimy uświadomić ministerstwu sportu, że istnieje coś takiego jak miniżużel: 80cm3, 125cm3, 250cm3. U nas czegoś takiego praktycznie nie ma.
Jest też problem z uznawaniem tytułów mistrzowskich. Za zwycięstwo w mistrzostwach par czy w lidze nie można otrzymać tytułu Zasłużonego Mistrza Sportu [tytuł przyznawany wyróżniającym się profesjonalnym sportowcom w kilku krajach byłego bloku socjalistycznego – dop. JKR], ponieważ według ministerstwa jest za mało rywali. Wychodzi na to, że nieindywidualne mistrzostwa w Rosji są takie półoficjalne. Mówi się, że od tych tytułów Mistrza Sportu Międzynarodowej Klasy, Zasłużonego Mistrza Sportu i tak dalej trzeba odejść, że to niedzisiejsze, ale w prawie rosyjskim nadal funkcjonuje. Tytuły dają realne możliwości na przykład pracy jako trener, a sportowcy bez nich są takiej możliwości pozbawieni.
Kolejna pretensja, jaką mam do Federacji - dlaczego nasi najlepsi zawodnicy nie biorą udziału w mistrzostwach kraju, czy to indywidualnych, czy drużynowych? Ano dlatego, że te mistrzostwa nie są interesujące. Należy popracować nad tym, żeby Mistrzostwa Rosji stały się czymś, w czym wstyd nie brać udziału. Nie chodzi o kwestie finansowe, a raczej o prestiż zawodów. Spójrzmy na prestiż Mistrzostw Polski, Szwecji, Anglii czy Danii - tym się można zainspirować i wypracować własne rozwiązanie.
– Kto powinien zostać menedżerem rosyjskiego żużla albo przynajmniej człowiekiem, który da sygnał do zmian? Chodzi mi raczej o cechy niż konkretne nazwiska.
– Musi to być ktoś, kto chce i jest gotowy poświęcić rozwojowi żużla cały swój czas. Moim zdaniem w Federacji powinni pracować zawodowcy. Możemy wziąć przykład choćby z naszego rosyjskiego podwórka - z Komisji ds. Motocrossu. Tam pracują profesjonaliści, którzy dbają o rozwój dyscypliny, dzięki nim motocross nie tylko nie podupada, ale cały czas się rozwija, rośnie zainteresowanie dyscypliną, pojawiają się nowe nazwiska...
Sądzę też, że jeden człowiek to za mało. Cała żużlowa społeczność w Rosji powinna pomyśleć o tym, co zrobić, żeby było lepiej, przygotować plan i zacząć go realizować.