W tym roku tej imprezy nie będzie. To nie są żadne plotki ani prowokacja. Z kalendarza sportowego ubywa nam produkt, w którym Polacy wiedli prym. Czy to dobrze? Dla nas z pewnością nie. Ale dla światowego rozwoju dyscypliny? Zastanówmy się najpierw czy na świecie w ogóle zaobserwujemy takie zjawisko. Prawda jest taka, że sport stoi w miejscu, żeby nie powiedzieć że się cofa. A zaczęło się wszystko przez te nieszczęsne tłumiki…
Żużel dużo stracił po wprowadzeniu nowych rozwiązań, mających „zredukować” poziom hałasu na stadionach. Zawodnicy zaczęli od nowa inwestować w sprzęt, wydając pieniądze nie w doskonalenie sprawdzonych metod ale na poszukiwanie od nowa wszystkiego. To tak jakbyś, drogi Czytelniku, zapomniał gdzie mieszkasz. Wyobrażasz siebie gmatwającego się gdzieś po osiedlu, szukającego jakiegoś charakterystycznego punktu, który przypomni Tobie miejsce Twojej codziennej egzystencji? To samo tyczyło się żużlowców. Wydawali złotówki, euro, dolary na odnalezienie takiego właśnie punktu zaczepienia. Wydatki wzrosły, wzrosły koszta utrzymania takiego zawodnika. Gdzieś to wszystko musiało się jednak zgadzać. Gdzie? W kieszeni zawodnika. On na tym nie stracił. Przynajmniej nie teraz i nie ten ze światowego topu. Tracą na tym młodzi na których zaczęto oszczędzać, a tym samym hamowało się ich sportowy rozwój. W Polsce być może tego aż tak nie obserwujemy. Ale czy musimy sami doświadczyć czegoś negatywnego abyśmy doszli do wniosku, że coś tu nie gra? Czy przykłady z innych lig nie mogą służyć za naukę? Oczywiście powraca jak bumerang temat Najbogatszej Ligi Żużlowej jaką jest PGE Ekstraliga bo nie sposób tego ominąć. Sami zgotowaliśmy sobie taki los. Więc mamy tego czego chcieliśmy.
Może nie do końca tego chcieliśmy. Ale jak wytłumaczyć fakt, że taki kraj jak Rosja nie potrafi wystawić najsilniejszego składu na Drużynowy Puchar Świata ze względu na finanse? Czy w ogóle o naszych wschodnich sąsiadach można powiedzieć, że mają problem z gospodarką pieniężną? Owszem. Statystycznym Rosjanom pewnie się nie przelewa. W tym jednak momencie mówimy o organizacjach i stowarzyszeniach, które mogą więcej. A takim, które reprezentują kraj na arenie międzynarodowej, tym bardziej powinno zależeć na godnej rywalizacji z innymi nacjami pod swoją flagą. Zresztą, jeżeli wewnętrzny konflikt Duńczyków jest ważniejszy od dobra narodowego to czy w tym momencie możemy o czymkolwiek mówić? Anglicy? Przykład Taia Woffindena skłóconego ze swoją federacją, Szwedzi? Brak zawodników z młodego pokolenia, którzy pociągnęliby ten wózek, choć moim zdaniem mają, zaraz po nas drugą najsilniejszą ligę na świecie. To są efekty światowego kryzysu żużlowego. Nie dziwi zatem decyzja o rezygnacji z DPŚ.
Nie da się uniknąć wrażenia, że może nie wszystkiemu ale większości winna jest BSI. Organizator Grand Prix nie daje zarobić na swoich turniejach. Organizator zarabia na Polakach. Jeżeli nie daje zarobić to z czego inwestować? Wszyscy ciągną do polskiej ligi. Ale tam gdzie są pieniądze jest też presja. Nie każdy ją wytrzymuje.
Czy zmiana DPŚ na Mistrzostwa Par (Speedway of Nations) to dobry kierunek? Na przestrzeni kilku ostatnich lat przyzwyczailiśmy się, że BSI robi nam pod górkę. Bo czym wytłumaczyć usunięcie 5 zawodnika w narodowej walce o czempionat? Najpierw piątego, potem rezerwowego. Wszystko po to aby „wyrównać” szansę na złoty medal innym nacjom. Teraz okazuje się, że nawet tej czwórki zawodników żadna reprezentacja nie jest wstanie zbudować. Tym samym turniej, którego rok rocznie Polacy byli faworytami przestał być produktem pożądanym. Problem z kalendarzem, z chętnymi którzy podjęliby się organizacji tej walki. Sam osobiście jednak jestem zdania, że coroczna walka o Drużynowy Puchar Świata trochę mija się z celem. Tak samo zresztą jak wyrastające niczym grzyby po deszczu kolejne turnieje SGP. Będą zatem Mistrzostwa Par, produkt który cieszył się uznaniem gdy organizowali je ludzie z ONE SPORT. Siłą rzeczy nasuwa się taki mały konflikt. Co ze Speedway Best Pairs? Czy będzie zatem sens organizacji dwóch podobnych do siebie imprez? A może Mistrzostwa Par to kolejny taki pstryczek w nos dla organizatorów polskiej firmy? Anglicy wyczuli pieniądz tam, gdzie wcześniej zarabiali Polacy i próbują sami wybrać się teraz na żniwa?
Ileż w tym wszystkim polityki, ile wyrachowania. Próbując to ogarnąć mózg człowieka, mówiąc językiem karcianym, pasuje. A obawiam się, że to nie koniec pokerowych zagrań. Za chwilę może być otwarta wojna, po której zostanie Piotruś – ostatnia karta w ręku symbolizująca porażkę. Czyją?