Nicki Pedersen zakwestionował pracowitość i ambicję młodszych żużlowców z Danii. Jest rozczarowany brakiem jakichkolwiek sukcesów duńskiego żużla w momencie kiedy przez niemal rok Pedersen był poza żużlem.
Czterdziestolatek będzie w 2018 roku jedynym stałym uczestnikiem FIM Speedway Grand Prix reprezentującym Danię, po tym jak stałej dzikiej karty nie przyznano Nielsowi-Kristianowi Iversenowi. Popularny Puk będzie w tegorocznym cyklu pierwszym oczekującym.
Ta dwójka zawodników była w ostatnich latach motorem napędowym speedwaya w Danii. Na obiecujące wyniki było stać Petera Kildemanda i Michaela Jepsena Jensena, ale nie zdołali oni na stałe się zadomowić w cyklu SGP. Po dobrych kilku latach z elitą rozstał się Kenneth Bjerre, a na swój pierwszy sezon w mistrzostwach wciąż muszą zaczekać Leon Madsen, Mikkel Bech, Mikkel Michelsen i Anders Thomsen.
Dla Pedersena brak postępów wśród młodszych żużlowców jest rozczarowujący. Jak mówi, ma wątpliwości, czy jego rodacy chcą sięgać po sukcesy wystarczająco mocno.
- W końcu muszą wziąć sprawy w swoje ręce. Dałem im szansę. Mimo że byłem poza żużlem przez rok, to nikt tego nie podjął. Mam jednak nadzieję, że w końcu ktoś taki się znajdzie. Wiem, że zawsze miałem pod górkę. Nigdy nie byłem uznawany za talent. Dlatego musiałem ciężko na to zapracować. Może ci ludzie nie chcą pracować wystarczająco ciężko. To może być kluczowe. Umiejętności ścigania nigdy, przenigdy nie przychodziły do mnie same. Musiałem do nich dochodzić własną drogą. Krok po kroku, o jeden stopień naraz - mówi Nicki Pedersen.