Tai Woffinden wyjawił, że może odejść z żużla w ciągu pięciu lat. Myśli o nowym życiu poza torem i podjęciu nowych wyzwań.
Żużlowiec ze Scunthorpe wrócił do cyklu FIM Speedway Grand Prix w fenomenalnym stylu w 2013 roku. Wygrał mistrzostwo świata mimo, że nie dawano mu prawie żadnych szans, a za postawioną przed sezonem złotówkę można było wygrać nawet 500. W 2015 roku ponownie był najlepszy, a żadnego z pięciu ostatnich sezonów nie kończył poniżej czwartego miejsca.
W wieku 27 lat Woffinden czuje się wciąż w dobrej formie i jest uznawany za jednego z faworytów do tytułu w nadchodzącym sezonie FIM Speedway Grand Prix.
Wychowany w australijskim Perth, marzy już o życiu po zakończeniu kariery, kiedy być może powróci do drugiej ojczyzny z żoną Faye i córką Rylee.
- W ciągu pięciu lat odejdę. W zasadzie to nie będzie odejście, ale nie znam lepszego określenia, a to brzmiałoby tak, jakbym przegrał. Zamierzam po prostu zakończyć to, co robię teraz i przejść do następnego rozdziału. Nie chcę być jak Greg Hancock, mam jeszcze przed sobą całe życie. Chcę zwiedzić świat, chcę wszędzie zabrać moją córkę. Nie chcę wysyłać jej do szkoły, chcę uczyć ją świata samodzielnie. Nie chcę jej uczyć matematyki, ale dawać jej lekcje na temat życia. Nie chcę wysyłać jej do szkoły, bo wtedy jej nie zobaczę do końca dnia. Chcę spędzić z nią moje życie i nic z niego nie stracić. Wolę być przy niej - zapowiada Woffinden.
Zamiast jazdy na motocyklu dla Woffindena może być niewykluczone podjęcie innej pracy. - Nie zamierzam odwracać się od dyscypliny. Jestem już w trakcie zakładania paru innych biznesów i kiedy one ruszą, to nie będę musiał polegać tylko na zarabianiu na żużlu. Będę też mógł zakończyć karierę. Nie oznacza to też mojego końca w sportach motorowych, ale z wiekiem rośnie ryzyko. Po tylu upadkach ciało się starzeje i dochodzi do siebie tak szybko. Dlatego potrzeba trochę ochrony, a gdy jest się zapięty pasami w aucie lub w czym innym, to nie ponosi się takich obrażeń. Im jest się starszym, to życie się zmienia. Pojawia się dziecko, a to zmienia cele. Powiedziałem w zeszłym roku moim mechanikom, że mamy pięć lat na to, by dać z siebie wszystko, a po tym czasie przeanalizujemy sytuację na nowo. Być może w tym piątym roku wygram mistrzostwo świata i zawieszę kewlar na kołku, mówiąc: "to tyle, dzięki bardzo" i zakończę wtedy karierę. Może zrobię sobie rok przerwy i potem wrócę, nigdy nie wiadomo. To właśnie podpowiada mi umysł. Każdy inny powie, że chce jeszcze jeździć na żużlu przez dziesięć lat, ale ja zawsze myślę o tym, jak wycisnąć z siebie jak najwięcej - dodaje Anglik.
Woffinden zastanawiał się nawet nad walką o mistrzostwo świata w innej dyscyplinie. - Ostatnio byłem bliski jazdy z dziką kartą na długim torze. Do domu dostarczono mi dwa nowe motocykle na długi tor. Prawie było to dogadane. Jesteśmy dobrymi kumplami z Joonasem Kylmakorpim i kupiłem od niego motocykle, bo był najlepszy i wygrał pełno tytułów mistrza świata. Rozmawiałem z FIM, aby dowiedzieć się, czy jest możliwe wyodrębnienie weekendów z terminami Grand Prix, ale skończyło się na tym, że w tym roku po prostu potrenuję, a w kolejnym będę się już ścigał. W zeszłym roku byłem bliski jazdy w wyścigach szosowych. Nie żartuję. Miałem ważne rozmowy z ludźmi wokół mnie i Faye. Powiedziała, że będzie mnie wspierać niezależnie jaką decyzję podejmę. Rozmawiałem o tym, by móc spędzić kilka dni na treningach, aby się dowiedzieć, czy moje czasy okrążeń są wystarczająco szybkie, aby rywalizować na najwyższym poziomie - kończy Tai Woffinden.