Maciej Janowski obok Patryk Dudka był w fazie zasadniczej wczorajszego wieczoru najskuteczniejszym reprezentantem biało-czerwonych. Mimo dobrego wyniku w fazie finałowej pola startowe wybierał dwukrotnie jako ostatni. - Ciężko było mi się wydostać z tego czwartego pola. Koleiny były bardzo głębokie. Dużo czasu zajmowało wyskoczenie z tego pola. Udało się jednak najpierw wejść do finału, a później znaleźć się na podium. Jestem zadowolony. Wcześniej w trakcie rozmów słyszałem, że znów nie jestem jednym z faworytów, a tu proszę - Maciej Janowski po raz kolejny na podium.
Reprezentant Polski przez część najważniejszej gonitwy dnia znajdował się na prowadzeniu, jednak nie udało się obronić przed atakami Taia Woffindena. Jak bieg finałowy wyglądał z perspektywy "Magica"? - Minąłem Taia przy krawężniku. Nie chciałem ryzykować i wychodzić na zewnętrzną. Tym bardziej, że za mną jechał bardzo szybki Fredie (Fredrik Lindgren - dop. red.) i wiedziałem, że będzie próbował pod nas wejść. Skupiłem się więc na łapaniu prędkości w koleinach przy krawężniku. Przez okrążenie prowadziłem, ale może pomyliło mi się z "drużynówką" i pomyślałem, że jedziemy na 5-1 (obaj zawodnicy reprezentują na co dzień barwy Betard Sparty Wrocław - dop. red.)? - Żartobliwie zakończył ocenę finałowego starcia 26-latek.
W sobotnich zawodach byliśmy świadkami wielu upadków, a tor sprawiał zawodnikom wiele problemów. Janowski zauważa jednak, że część z nich nie wynikała ze stanu nawierzchni. - Tor był bardzo dziurawy. Szczególnie w drugiej części zawodów porobiło się sporo kolein. Kilka upadków było na pewno przez to, że jazda mocno się zaostrzyła. Każdy walczył o każdy punkt. Uwierzcie mi, że do końca ostatniej rundy będziemy mieli bardzo dużo ciekawych wyścigów. Niektórzy może za bardzo chcą, ale nie można mieć do nikogo pretensji. To jest żużel - bardzo brutalny sport. Mam nadzieję, że na kolejne rundy tory będą równiejsze - ocenił wychowanek wrocławskiego klubu.
W Warszawie padł nowy rekord frekwencji w całej historii rozgrywania cyklu Grand Prix. Od dziś poprzeczka postawiona jest na poziomie 55 tysięcy widzów - Każdy widzi co się dzieje na trybunach i jak głośno kibice krzyczą. Na pewno dodaje to skrzydeł. Cieszę się, że mogłem po raz kolejny jechać dla tak wspaniałej publiczności.
Wydawać by się mogło, że po świetnym występie zawodnikowi należy się nieco odpoczynku, lecz nie jest tak w przypadku Janowskiego - Przebieramy się i jedziemy na mecz reprezentacji do Częstochowy. Czeka nas długa droga - zakończył rozmowę drugi zawodnik inauguracji Indywidualnych Mistrzostw Świata.
Do śledzenia relacji z meczu reprezentacji Polski przeciwko Duńczykom spod Jasnej Góry, o którym wspominał Maciej Janowski zapraszamy do naszego portalu. Zawody rozpoczną się o godzinie 15:00.