Szwedzi, Anglicy oraz Australijczycy zdołali awansować do dwudniowego finału Monster Energy FIM Speedway of Nations we Wrocławiu.
- To był dobry wieczór. Zrobiliśmy to, co do nas należało i przeszliśmy dalej, ale Wrocław jest ważniejszy. Musimy się dalej trzymać ciężkiej pracy. Myślę, że razem tworzymy dobrą drużynę i zdołaliśmy to pokazać. Razem z Lindgrenem myślimy tak samo. Przystąpiliśmy do zawodów po to, by wygrać i we Wrocławiu zrobimy to samo. Nawet, gdy zdarzy nam się jechać z tyłu, to aż do flagi z szachownicą pozostają nam cztery okrążenia. Jedziemy po zwycięstwo i nic innego - Antonio Lindbaeck.
- Poszliśmy zgodnie z planem, w którym Craig będzie wystawiony do pierwszego biegu, ja w kolejnym, po czym zobaczylibyśmy, kto ma większą moc. Wygrałem, więc Rosco wziął mnie do następnego biegu i tak kontynuowaliśmy. Byłoby podobnie, gdyby Craigowi szło dobrze. Trzeba robić to, co jest najlepsze dla drużyny w dniu zawodów. Jesteśmy trzyosobową drużyną i jeśli ktoś ma zły dzień, to inny może wejść za niego. Ostatecznie zadziałało to dobrze - Robert Lambert.
- Nie była to dla nas łatwa droga. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Znamy Szwedów, a Brytyjczycy i Czesi byli ciężcy do pokonania. Poza tym wyskoczyło kilka niespodzianek, gdy Finowie, Tero Aarnio i Timo Lahti byli na tym torze tacy szybcy. Nie było żadnego łatwego wyścigu, w którym wiedzieliśmy, że po prostu ruszymy i mamy 5:1. Teraz już trzeba patrzeć do przodu i zapomnieć o zawodach w Manchesterze. Mam nadzieję, że pech jest już za nami. Zaczynamy na świeżości walkę o medale w piątek i sobotę. Mamy bardzo dużą szansę - Jason Doyle.