Kasprzak tego dnia był jednym z liderów gorzowian, jedynie w pierwszej gonitwie dnia pokonał go Leon Madsen. W trzecim biegu Krzysztof zanotował defekt na starcie i tym samy stracił swój najlepszy silnik.
-Ciężki przeciwnik, niby takie mówienie przed meczem, że już jest finał, a ja wiem, jak takie mecze się kończą. Zawsze niby z tymi potencjalnie słabszymi drużynami jedzie się dwa razy gorzej. Nie mam szczęścia w tych meczach. Najlepszy silnik mi się zatarł. Niby dobrze, że dzisiaj, a nie w finale. Wyślę go do serwisu i będzie dobrze. Mam dużo dobrych silników, ale każdy z nas ma tam jakiś swój ulubiony i on mi pasował. Na tamtym drugim silniku też wygrałem dwa wyścigi, więc nie było źle-oznajmił zawodnik z miasta nad Wartą.
Żółto-niebiescy mają powody do radości. Od paru lat walczą o najwyższe cele. W tym sezonie powalczą o złoto. Czy finał jest już spełnieniem marzeń?
-Najpierw są play-offy, później są półfinały, a jak już wejdziemy do finału, to już trzeba wygrać, tak jest zawsze. Na papierze nazwiska mocniejsze nasz przeciwnik, to wiemy. Jednak jak widzimy od paru lat, czasami nazwiska jednak nie jadą. Liczy się dyspozycja dnia. Mam nadzieję, że wszyscy z nas za tydzień pojadą na jak najwyższym poziomie i wygramy zawody-powiedział Kasprzak.
Krzysztof Kasprzak jest wychowankiem Unii Leszno, tam zaczynał swoją karierę.
- Myślę, że z 5 lat temu czułbym jakąś adrenalinę może tak, teraz jest mi lżej podchodzić do tych meczów między Stalą a Unią, bo jeżdżę już 7 lat w Gorzowie. Plus jest taki, że rewanż będzie 3 kilometr od domu-zakończył żużlowiec gorzowskiej Stali.