W minioną sobotę Wiktor zajął drugie miejsce w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów, na torze w niemieckim Stralsund. Zawodnik naszego klubu wywalczył tylko jeden punkt mniej od zwycięzcy zawodów, Dominika Kubery. Przyjęliście to jako sukces czy lekki niedosyt?
To był bardzo duży sukces. Przegrać z Kuberą to nie wstyd. Aczkolwiek po każdych zawodach muszę analizować i wyciągać wnioski, bo chcemy dążyć do perfekcji. Zdaje sobie sprawę, że można było nawet zrobić więcej, bo z korzystniejszym numerem startowym byłaby duża szansa na zwycięstwo. Zarówno Wiktor, jak i ja byliśmy na tym torze pierwszy raz. Tamtejszy tor jest twardy, czarny, bardzo długi i podobny do tego w Krośnie, choć dużo węższy. Liczył się tam głównie start i nie było możliwości wyprzedzania. W dodatku, zewnętrzne pola nie były korzystne. W takich imprezach, gdzie wszystkie pola nie są równe, ważne jest też szczęście przy losowaniu numerów. W biegu przeciwko Dominkowi Kuberze mieliśmy zewnętrzne pole, a on miał drugie. Wiktor i Dominik wystartowali równo, ale Kubera ze swojego pola miał bliżej do wejścia w łuk i do krawężnika. Pomimo tego, że Wiktor był szybszy, to nie miał jak minąć rywala.
Wiktor ma dopiero 17 lat, więc jeszcze trochę czasu mu zostało, żeby sięgnąć po tytuł mistrzowski…
Z jednej strony tak, ale z drugiej to nie skupiamy się na tym, ile jeszcze Wiktor ma lat na wygranie takiej imprezy. Na każde zawody trzeba jechać przygotowanym w stu procentach i z chęcią wygrywania. A medale przychodzą później.
W sobotę byliście w niemieckim Stralsund, natomiast dzień później Speed Car Motor Lublin rozgrywał pierwszy mecz finałowy w Rybniku. Logistycznie to także musiało być wyzwanie…
Takie imprezy jak ta w Straslund są dosyć męczące. Do pokonania mieliśmy 1000 kilometrów. Przyjechaliśmy do Niemiec w piątek i spaliśmy w hotelu. Dzień zawód był bardzo intensywny. O godzinie 8 rano odbyła się kontrola motocykli. Dwie godziny później zaplanowano trening, na którym były dwa wyjazdy na tor, natomiast o godz. 15 była następna kontrola sprzętu. Zawody były dopiero o godz. 19 i kończyły się około 22. Tym samym, przez praktycznie 14 godzin byliśmy na stadionie. To męczące i nie wiem, czemu trwa aż tak długo. Np. dziwnym przepisem jest wymysł o kontroli przed treningiem, ale cóż, tak jest wszędzie.
Z pewnością męcząca podróż powrotna z Niemiec do Polski miała wpływ na dyspozycję Wiktora w Ryniku?
Nie chciałbym tego specjalnie analizować. Każdy wie jak to wygląda. Na pewno nie było to korzystne. Około północy przekroczyliśmy polską granicę i mieliśmy do pokonania jeszcze 700 kilometrów. To była długa podróż przez całą noc, choć wiadomo, że przespaliśmy się trochę w busie. W takich mecze jak ten w Rybniku często decyduje kwestia dyspozycji dnia. Akurat tym razem nie poukładało się to za dobrze, dlatego ten wynik jest jaki jest. Jednak walka się jeszcze nie skończyła. Mamy rewanż i będziemy przystępować do niego z nastawieniem na jak najwyższe zwycięstwo. Piłka jest cały czas w grze i zobaczymy jak to wszystko się potoczy.
Wszyscy jesteśmy w Lublinie dobrej myśli, nie takie straty już w sporcie odrabiano…
Dokładnie. Na pewno będzie to ciężkie zadanie, bo wynik z Rybnika jest niekorzystny i ogólnie pojechaliśmy słabe zawody. Strata jest duża, ale to jest sport i trzeba mieć pozytywne podejście i bojowe nastawienie.
Czy Wiktor ma w trakcie tego tygodnia przewidziane jakieś starty przed rewanżowym finałem?
We wtorek i środę miał wystąpić w turnieju zaplecza kadry Juniorów w Krakowie, ale to odwołaliśmy i będziemy się przygotowywać tylko do treningów i meczu w Lublinie.
Wywiad przeprowadzony dla klubowej strony Motoru Lublin