Świetny mecz w twoim wykonaniu. 11 punktów i 4 bonusy. Są powody do radości?
Tak, to był dobry mecz. Ten tydzień był jednak dla mnie naprawdę męczący. W ubiegłą niedzielę mecz z Get Well Toruń na własnym torze, we wtorek liga szwedzka, w środę duńska, czwartek to mistrzostwa Danii, a piątek mecz z Betard Spartą Wrocław. Nie było lekko, ale osiągnięty rezultat jest naprawdę satysfakcjonujący. Mówiłem to już wielokrotnie, ale muszę powtórzyć raz jeszcze – jestem zaszczycony, startując w barwach Speed Car Motoru Lublin. Niewiele osób wierzyło, że będziemy w stanie sprostać wyzwaniom PGE Ekstraligi, a teraz pokazaliśmy, że jesteśmy mocni. Zabrakło nam nieco szczęścia do zwycięstwa, ale było naprawdę blisko.
Na torze działo się naprawdę sporo, a ty świetnie się w tym odnalazłeś…
Tak, choć początek przypominał sinusoidę – 1,3,1,3… Tor był przygotowany tak, że najszybsza ścieżka znajdowała się pod płotem i trzeba było szybko się tam znaleźć, inaczej pogoń za rywalem była bardzo trudna. Na szczęście odnalazłem się na tym torze, motocykl był perfekcyjnie spasowany. Moi mechanicy, Krzysztof i Mateusz, wykonali świetną pracę, ułatwiając ją tym samym mnie. Mogę im za to tylko podziękować.
Twoja średnia po tym spotkaniu wynosi równe 2.000. Jesteś zadowolony z dotychczasowego przebiegu tego sezonu?
Zdecydowanie tak. Nie mogę narzekać na swoje wyniki, wszystko idzie w jak najlepszym porządku. Może tylko mistrzostwa Danii nie poszły po mojej myśli. Taki jest przecież żużel – czasem to po prostu nie jest twój dzień. W tym sezonie skupiam się przede wszystkim na PGE Ekstralidze, bo nie można sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Wszyscy żużlowcy są szybcy, więc musisz cały czas być w najwyższej dyspozycji. Ciężko trenuję, biegam, jeżdżę – wszystko po to, aby być w jak najlepszej formie. Pozostali robią w zasadzie to samo, więc chcąc jeździć na tym poziomie, trzeba się do tego dostosować.
Speed Car Motor Lublin wywalczył więcej punktów we Wrocławiu, niż Stelmet Falubaz czy zespół z Torunia. Przed wami wielka szansa na trzy punkty w dwumeczu ze Spartą. Jesteś zaskoczony takim obrotem spraw?
Nie mogę powiedzieć, że jestem tym zaskoczony. Od początku wiedzieliśmy, że czeka nas bardzo trudny mecz. Wrocławianie są bardzo szybcy na własnym torze, ale jak mówiłem wcześniej – wierzę w nasz zespół. Jest w nim coś wyjątkowego, coś czego nie mają inne kluby. Mamy fantastycznych, oddanych fanów, którzy dopingują nas niezależnie od miejsca rozgrywania spotkania. To wyzwala w nas dodatkowe pokłady energii. 4 punkty, które mamy na półmetku sezonu, to naprawdę dobry wynik.
Muszę zapytać, dlaczego nie pojawiłeś się w biegach nominowanych dwa razy, choć przecież była taka możliwość?
Oczywiście takie pytania muszą się pojawić, ale powiedziałem trenerowi, że przede wszystkim nie chce zawieść zespołu. Po wypadku w biegu 9. i powtórce w pełnej obsadzie, miałem świetną kontrolę nad motocyklem, aż do ostatniego okrążenia, gdy pojawił się problem z utrzymaniem kierownicy. Powiedziałem trenerowi, że mogę pojechać w obu biegach nominowanych, ale nie mogę zagwarantować, że będę miał wystarczająco dużo siły, aby przywieźć w nich dobry wynik. Na tor wyjechał więc Robert Lambert, który ostatecznie został wyprzedzony na dystansie przez wrocławian. Szkoda, ale różnica w wyniku to tylko 4 punkty. Mamy spore szansę na udany rewanż już 7 czerwca.
Co konkretnie stało się w biegu nr 9, że zanotowałeś upadek jeszcze przed wjazdem w pierwszy łuk?
Udało mi się dobrze wystartować, ale Tai Woffinden również ruszył dobrze spod taśmy. Oboje chcieliśmy wybrać podobną ścieżkę na torze i zderzyliśmy się, co doprowadziło do mojego upadku. Miałem pecha, że palce utknęły mi przy kierownicy. Podkręciłem nieco mały palec, pojawiło się sporo krwi, ale to nic poważnego. Czeka mnie badanie, aby potwierdzić, że wszystko jest w stu procentach w porządku.
Znajdujemy się dokładnie na półmetku tego sezonu. Czy te 4 punkty, które wraz z zespołem wywalczyliście, są dla was satysfakcjonujące?
Nikt nie miał wielkich oczekiwań wobec nas, na papierze byliśmy głównym kandydatem do spadku, ale staramy się zadać kłam tym przewidywaniom. Dobrze, że wrócił Grigorij Łaguta, który jest w naprawdę dobrej dyspozycji i pokazał się ze świetnej strony w dwóch spotkaniach. Chce udowodnić, że nie zapomniał jak się jeździ, że jest żużlowcem z najwyższej półki i udaje mu się to.
Dla ciebie to także powrót do PGE Ekstraligi po ponad dwuletniej przerwie. Jak odnajdujesz się ponownie w najwyższej klasie rozgrywkowej?
W przeszłości jeździłem w PGE Ekstralidze, ale mentalnie, fizycznie i sprzętowo nie byłem na nią przygotowany. Po ostatniej przygodzie z w Tarnowie postanowiłem na dwa lata wrócić do Nice 1. Ligi, aby tam się spokojnie odbudować. Zależało mi na stworzeniu dobrego zespołu wokół mojej osoby, doinwestowaniu w sprzęt i nabraniu pewności siebie, aby być fizycznie i psychicznie gotowym na powrót do najwyższej ligi.
Czy powrót Grigorija Łaguty powoduje, że presja na pozostałych członkach drużyna jest większa, czy wręcz odwrotnie – możecie jeździć z większym spokojem?
Trudno to ocenić, ale Grigorij na pewno stanowi dla nas wzmocnienie. Jest naprawdę świetnym gościem, bardzo zabawnym, który wprowadza radosną atmosferę. Często żartuje i się śmieje, przez co jesteśmy po prostu pozytywną ekipą. Jego szybkość, pewność siebie – zawsze możesz na nim polegać. To jeden z najlepszych żużlowców, których brakuje w cyklu Grand Prix. Dobrze mieć go z powrotem, a przy równej dyspozycji wszystkich w zespole i odrobinie szczęścia możemy wraz z nim zagrozić faworytom.
W Indywidualnych Mistrzostwach Danii zająłeś 9. miejsce. Jest zapewne uczucie niedosytu?
Jest, i to spore. W ubiegłym roku byłem drugi i chciałem wykonać kolejny krok, wygrywając w mistrzostwach, ale to po prostu nie był mój dzień. Pogoda nie była najlepsza, tor był, jaki był, a ja w tym wszystkim nie odnalazłem najlepszej dyspozycji. Była to też pobudka dla mnie przed meczem we Wrocławiu. Mogłem pojechać zdecydowanie lepiej, ale taki jest żużel – nie zawsze możesz „fruwać” po torze.
Rozmawiał: red. Błażej Kowol (speedwayekstraliga.pl)