Człowiek może powiedzieć wiele. Nie po mowie jednak poznajemy jegomość a po czynach. Od każdej osoby, której powierzamy do wykonania zadanie wymagamy rzetelności i uczciwości, które składają się na profesjonalną obsługę klienta. Czy ktoś odważyłby się powierzyć remont osobie, cieszącej się złą sławą pośród społeczeństwa?
Żużel jest dość kosztownym sportem. Jak każda inna dyscyplina ma rzeszę fanów. Problem w tym, że ten krąg jest zamknięty i rzadko kiedy nowe osoby potrafią odnaleźć swoje miejsce w tym hermetycznym środowisku. Sytuacja podobnie ma się ze zawodnikami startującymi raz pod szyldem jednej drużyny, innym razem przeciwko sobie w najprzeróżniejszych konfiguracjach. Także i tu ciężko jest o nowe nazwiska, które otwierałyby notes prezesów klubu. Jednak nie o problemach kadrowych będzie ten artykuł choć to też byłby ciekawy temat.
Kibicem się jest a nie bywa. W każdych rozgrywkach naturalnym zjawiskiem są tłumy na stadionach wówczas, gdy drużyna zwycięża. Porażki już nie przyciągają tyle osób. Wtedy jednak najłatwiej wyselekcjonować prawdziwych fanów, którzy są z drużyną na dobre i złe chwile. Każdy prezes marzy o sytuacji aby to grono osób było jak najliczniejsze. Tylko czy oni robią ze swojej strony absolutnie wszystko dla tychże ludzi?
Przed startem sezonu każdy ma cele. Dla jednych jest to walka o awans, medale czyli najwyższe laury dla poszczególnych klas rozgrywkowych. Spodziewany sukces stanowić ma zaproszenie dla kibiców, aby przychodzili licznie na stadion. Bo któż odpuści sobie sezon, w którym zespół ma walczyć o wieniec zwycięstwa? Każdy z nas chciałby mieć w tym swój udział, być na wydarzeniu które przybliży klub do wymarzonego celu.
Tylko, że to jest sport. Losy mogą się różnie potoczyć. Jedni będą bardziej zadowoleni, inni mniej. Wynik jest istotny. Prezesi liczą na wyrozumiałość kibica, że wszystkiego przewidzieć się nie da. Kontuzja, czy inne sprawy losowe mogą pokrzyżować plany. W tym wszystkim jednak trzeba odnaleźć siebie samego. Stary kibic wybaczy wiele. Ale nie wszystko. A nowy nawet tego nie zrozumie.
Żużel budują wszyscy. Zawodnicy, trenerzy, prezesi, kibice i pozostałe osoby, które czynnie biorą udział w marketingu. Przystępując do rozgrywek z jasno określonym planem należałoby się trzymać sportowych założeń na aktualny, ligowy sezon. Jeżeli celem jest awans to o ten awans należałoby walczyć do samego końca, nawet wówczas (a może i właśnie wtedy najbardziej) gdy wynik nie wskazuje na zrealizowanie celu. Oddawanie spotkań, czy też wystawianie, jak to się mawia oszczędnościowego składu bo już nie ma pieniędzy czy szans jest niczym innym, w mojej ocenie jak oszukiwaniem kibica. Klub traci w ten sposób wiarygodność na którą pracują czasem latami. Z jednej strony zarząd oczekuje wierności kibica do „grobowej deski”, a z drugiej strony sami oddają mecz bez walki i jeszcze oczekują aplauzu publiczności?
Oczywiście, że za awansem idą dodatkowe koszty. Modernizacja stadionu związana z dodatkowymi wymogami licencyjnymi czy zakontraktowanie zawodników gwarantującymi wyższy poziom sportowy od tych obecnych, to tylko niektóre z wydatków. Ale nie pojawiają się one tak od razu znikąd. Ewentualne wymogi są znane o wiele wcześniej, a osoby zarządzające klubem, którzy zakładają walkę o awans byliby ignorantami, gdyby nie przekalkulowali wcześniej tych podpunktów i nie skonfrontowali ich z własnymi możliwościami.
Klub buduje swoją opinię pośród potencjalnych zawodników mogących startować w jego barwach. Tak na marginesie zgłoszenie do rozgrywek zespołu walczącego nie z rywalami a o własny byt, mija się trochę z celem. Dobijanie leżącego ani nie jest zbyt dochodowym (w Poznaniu na meczu z Krakowem trudno było spodziewać się tłumów) a tym bardziej zabiegiem marketingowym dla sportu żużlowego. Speedway Wanda raniła każdy klub pod względem finansowym. O sportowej rywalizacji nie było mowy.
Nikt nie chce startować dla klubu, który ma problemy egzystencjalne. Nikt nie chce reklamować tego swoim nazwiskiem. Zawodnik odda serce na torze ale pod warunkiem, że otrzyma coś w zamian. Znane są przypadki, gdy kluby zalegały żużlowcom pieniądze. Ci jednak nie odmówili jazdy, ze względu na to, że każdy mecz dla nich to okazja do zaprezentowania się przed nowym prezesem, wypłacalnym. Mówimy o czysto sportowej rywalizacji. Oni podchodzą do swoich obowiązków profesjonalnie na tyle, na ile starcza funduszy. Niejednokrotnie pokrywali serwis i zakup części z własnych oszczędności czy też na tzw. kredyt.
Czy prezes może się czegoś nauczyć od zawodników? Wywiązywania się ze swoich zadań. Skoro na coś się umówił z kibicami to warto tego dotrzymać. Nikt nie będzie wypominał przegranej po walce. Ale wymachiwanie białą flagą jeszcze przed startem pierwszego biegu nie jest pożądanym zjawiskiem. Wynik sportowym idzie w świat. Nie wygrasz tym razem to zrobisz to w innym czasie. A nuż wówczas pojawią się sponsorzy, którzy widząc potencjał managerski wyłożą brakującą kwotę na załatanie dziury budżetowej? Zajęcie pierwszego miejsca i wywalczenie awansu nie jest równoznaczne z przyjęciem promocji i wystartowaniem w przyszłym sezonie w wyższej klasie rozgrywkowej. Lepiej jechać do końca mimo przeciwności losu i wygrać w oczach kibiców, niż przegrać ligę na własne życzenie. Do swoich zadań należałoby podchodzić profesjonalnie.