W tym roku obchodzi pan piękny jubileusz – mija 10 lat, od kiedy zrobił pan licencję żużlową…
Tak. Nie pamiętam dokładnie dnia, ale to był kwiecień 2009 roku.
Szybko zleciał panu czas na żużlowych torach?
Bardzo szybko. Im człowiek jest starszy, tym więcej ma obowiązków i tym trudniej „okiełznać” ten czas. Zleciał szybko, ale jak najbardziej pozytywnie.
A dużo go pan potrzebował, żeby podjąć decyzję o przenosinach do Lublina?
Nie potrzebowałem dużo czasu. Lampka zapaliła mi się już w ubiegłym roku, kiedy widziałem, jak to wszystko funkcjonuje w Lublinie. Jak dostałem propozycję, to moja odpowiedź, bez zastanowienia, brzmiała tak.
Co takiego skłoniło pana do wybrania tej oferty?
Prezes Jakub Kępa nie musiał mnie zbytnio przekonywać, bo widzę, co dzieje się wokół klubu. Potrzebowałem tylko jednego – pieniądze były na końcu, zależało mi na zapewnieniu, że się na mnie stawia i że będę jeździł. To było najważniejsze. Prezes mi to zapewnił, mówił, że koncepcja drużyny się zmieniła, jeśli chodzi o rolę rezerwowego i o miejsca w składzie. To było dla mnie kluczowe po takim sezonie, szczególnie we Wrocławiu, gdzie było różnie. Prezes nie musiał mnie bardziej przekonywać, bo znam klimat lubelski, mam tam paru znajomych. Sam klub też prężnie funkcjonuje i cieszę się, że tak się wszystko ułożyło.
Ostatni sezon był dla pana słodko-gorzki, bo z jednej strony zdobył pan srebro Drużynowych Mistrzostw Polski z Betard Spartą Wrocław, ale z drugiej nie jeździł pan regularnie…
Nie patrzę jednostkowo na dany sezon. Czasami trzeba się po prostu namęczyć. Jest identycznie jak z treningiem – biegniemy pod jakąś górę, chcemy już paść z wycieńczenia, a później mamy dużo więcej siły. Dzięki takiej próbie osiągamy inne dystanse. Cieszę się, że miałem możliwość startować we Wrocławiu, bo zawsze byłem ciekaw, jak to jest jeździć w chyba największym żużlowym mieście w Polsce. Wrocław jest bardzo dobrą szkołą, a ja wiele rzeczy zobaczyłem. Wiem po tym sezonie, czego mi potrzeba. Drużyna, numer – wszystko było na wysokim poziomie i wyszło w porządku. Dlatego też dostawałem inne propozycje z Ekstraligi. Staram się budować solidne fundamenty, a to czasami wymaga, żeby poświęcić trochę punktów, pieniędzy czy nerwów. Wierzę, że teraz będę miał większą swobodę i będę mógł pokazać moje możliwości.
Jak się panu podoba to grono zawodników, w którym się pan znalazł?
Młode, gniewne chłopaki. Prawie wszyscy mówią po polsku, oprócz Mikkela Michelsena, ale on też mieszka w Polsce i dużo rozumie. Zresztą z Mikkelem jeździłem także w Tarnowie i już się znamy. Ta drużyna to fajne, normalne chłopaki, nikomu palma nie odbija i jest zdrowa atmosfera. Przed sezonem wiele osób pastwiło się nad Lublinem. Utrzymali się spokojnie i mieli świetne mecze. Wszystko dzięki tej atmosferze w zespole, na trybunach i w klubie. To też tworzyli zawodnicy, więc niewiele się zmieniło. Doszedłem ja i Matej Zagar, więc wierzę, że uzupełnimy tę drużynę i ją wzmocnimy.
Rozmawiał: red. Krzysztof Kurasiewicz (Dziennik Wschodni)