A zaczęło się bardzo obiecująco. Żużlowiec z kraju Hamleta nie jechał do Guestrow w roli faworyta, ale za wyjątkiem zupełnie nieudanego biegu numer 5, prezentował się bardzo dobrze. Dwie trójki w fazie zasadniczej wyglądały obiecująco. Ostatecznie Liglad wylądował w wyścigu barażowym.
Tam jednak na przeszkodzie stanął późniejszy brązowy medalista, Leon Madsen i znajdujący się przed nim Antonio Lindbaeck. Zabrakło kropki nad "i". Nieco gorzej było w Toruniu, gdzie przecież Jepsen Jensen miał okazję startować w barwach Get Well Toruń. Ani razu nie przyjechał do mety na prowadzeniu i zgromadził ledwie sześć "oczek". To nie miało prawa dać przepustki nawet do wyścigu barażowego i trzeba było się szybko spakować.
Wspominaliśmy już, że w Guestrow zabrakło Jensenowi bardzo niewiele. Jeszcze bliżej sukcesu było przed własną publicznością w Vojens. Tym razem po skutecznej walce o miejsce w wyścigu barażowym przyszło też... pierwsze miejsce w tym biegu! Warto dodać, że na dystansie Duńczyk w ładnym stylu pokonał Kacpra Worynę. Nieco mniej szczęścia miał w biegu finałowym, gdzie do samej mety ścigał swojego rodaka – Nickiego Pedersena, ale bez skutku. Ostatecznie zajął najgorsze dla sportowca czwarte miejsce, lecz z szansami na medal udał się do Chorzowa.
Do trzeciego Mikkelsena tracił przed występem na Śląskim zaledwie trzy punkty. W takim przypadku o ewentualnym sukcesie bądź porażce decydują detale. Niestety u Jensena wyraźnie brakowało zwycięstw. Gromadził dwójki i jedynki, które nie mogły zagwarantować mu walki o brązowy krążek.
Ostatecznie sezon Duńczyka można uznać za co najwyżej poprawny. Nie wywalczył sobie miejsca w czołowej trójce, nie udało się również z pierwszą piątką. W Guestrow i Vojens do szczęścia brakowało niewiele, ale w obu tych przypadkach sprytniejsi byli rywale. Miejmy nadzieję, że to nie jest ostatnie słowo sympatycznego Liglada w cyklu SEC.
Sezon Jepsena Jensena w SEC można ocenić na poprawny