Przez wiele lat pracował pan jako kierownik drużyny, a w minionym roku został pan menadżerem Speed Car Motoru Lublin. Jakie ma pan wrażenia po pierwszym sezonie w nowej roli?
Było to dla mnie inne doświadczenie. Dobrze, że w sztabie szkoleniowym pracował też Maciek Kuciapa, bo samemu byłoby mi bardzo trudno, z racji tego, że wcześniej zajmowałem się innymi rzeczami. W przeszłości współpracowałem z trenerami, zarówno w klubach z Lublina, jak i Rzeszowa, jednak inaczej jest odpowiadać za pewne kwestie samemu. Z Maciejem znamy się od lat i jego pomoc była nieoceniona. Pracowałem z nim, gdy był jeszcze zawodnikiem, a to bardzo dobry człowiek, z którym jest fajny kontakt. Pewne rzeczy robimy na zasadzie dyskusji, burzy mózgów. Przedstawialiśmy swoje opinie i we dwóch wybieraliśmy najbardziej optymalne i najlepsze rozwiązania. Myślę, że to się sprawdziło. Jeśli chodzi o sezon, to zawodnicy dobrze jechali, atmosfera w drużynie była fajna i nie było żadnych problemów, czy konfliktów. To wszystko złożyło się na troszkę lepiej niż przyzwoity wynik.
Zwłaszcza, że wiele osób skreślało nasz zespół i skazywało go na porażkę, jeszcze przed startem rozgrywek…
Zgadza się. Ja należałem do mniejszej grupy optymistów. Nie miałem nadziei na utrzymanie, tylko naprawdę wierzyłem w realizację tego celu. Zresztą, na przedsezonowym spotkaniu z kibicami powiedziałem, że obiecuję, że uratujemy PGE Ekstraligę dla Lublina i tak się stało. Byłem przekonany o tym, że ta drużyna może nie ma nazwisk takich jak inne kluby, ale posiada zawodników, którzy będą chcieli zrobić dobry wynik.
Przed nadchodzącym sezonem doszło do zmiany w tabeli biegowej. Jak pan to odbiera?
Myślę, że najtrudniejsza będzie zmiana mentalności zawodników. Każdy z prowadzących parę ma z tyłu głowy zakodowane numery startowe 1,3,5, a w tej chwili to w ogóle już nie ma znaczenia, bo dwóch pierwszych biegów nie zaczyna się z wąskich pól, a potem nie przechodzi np. na szerokie. Teraz wszystko wygląda inaczej. Obawiam się tego, że lepsi żużlowy, którzy mieli dotąd nieparzyste numery, mogą z pewną nieufnością podchodzić do numerów parzystych. A nowa tabela biegowa zmusi nas do tego, żeby ci lepsi zawodnicy też mieli numery parzyste. Nie wykluczam, że pojawią się w tej kwestii pewne opory, ale o tym przekonamy się już w sezonie. Być może, już po paru sparingach wszyscy będziemy wiedzieć więcej. Na pewno w nadchodzącym sezonie będzie więcej niuansów taktycznych. Nie ukrywam, że my z Maćkiem siedzieliśmy już trochę i myśleliśmy na temat ustawienia par. Dla niektórych może być ono zaskakujące.
Jak pan ocenia szanse Speed Car Motoru w najbliższym sezonie?
Celujemy w pierwszą czwórkę. Kibice na pewno zauważyli, że od trzech lat, jak Lublin wrócił na żużlową mapę Polski, co roku nasz cel jest o oczko wyżej. Jeżeli w zeszłym roku celem było utrzymanie się w lidze, to jaki może być cel na 2020? Oczywiście, nie mogę obiecać, że na sto procent to się uda, bo żużel jest nieprzewidywalny. Plany mogą pokrzyżować kontuzje, czy problemy sprzętowe. Pamiętam chociażby jak Krzysztof Kasprzak zdobył w 2014 roku wicemistrzostwo świata, co było bardzo dużym osiągnięciem. W następnym sezonie kupił jednak kilka jednostek, które kompletnie się nie sprawdziły i miał spore kłopoty, a przecież nie zapomniał jak się na jeździ. Nie wszystko da się przewidzieć. Będziemy walczyć o play-offy i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na pewno chcielibyśmy dać naszym kibicom jeszcze więcej radości, niż w bieżącym sezonie. Chcielibyśmy też zdopingować władze miasta oraz województwa, żeby w Lublinie rzeczywiście powstał nowy stadion. Mam już trochę wiosen za sobą, ale powiem szczerze, że moim marzeniem jest, bym dożył żużla w naszym mieście na nowym obiekcie. Lubelscy kibice zasługują na to, jak mało kto. Jeżdżę po kraju i wiem, jak trybuny w różnych miastach reagują na przeciwne drużyny. Wielokrotnie słuchałem gwizdów. A u nas zawsze mecze oglądało się z przyjemnością. Jednak postawa naszych fanów od ostatnich trzech lat to po prostu coś pięknego. Nawet pomimo porażek, ci kibice są z drużyną na dobre i na złe, a także pozytywnie reagują na ekipy przyjezdne. Cieszę się, że dzięki transmisjom telewizyjnym mogła to zobaczyć cała Polska, bo takich sympatyków trzeba stawiać jako wzór. Dlatego nowy stadion jest tak potrzebny. Uważam, że optymalna pojemność takiego obiektu to 18-20 tysięcy miejsc. Projekty, które widziałem były wspaniałe. Mam nadzieję, że zostaną zrealizowane. Zawody z cyklu Grand Prix były w Toruniu, Lesznie, czy Gorzowie. A w czym Lublin jest gorszy? Nie mówię, że za rok lub za dwa powinniśmy organizować GP, ale ogólnie w przyszłości, czemu nie? Jesteśmy pięknym miastem, które ma połączenia lotnicze, atrakcje turystyczne, bazę hotelową i wspaniałych kibiców. Czego chcieć więcej?
fot. Andrzej Mitura