Krzysztof Kurasiewicz (Dziennik Wschodni): Jak się pan czuje po tych dwóch zgrupowaniach – we Włoszech i w Hiszpanii?
Jakub Jamróg (Speed Car Motor Lublin): Było super. Uzupełniłem zapasy witaminy D, we Włoszech i w Hiszpanii było dużo słońca. Jestem pod wrażeniem, jak klub to zorganizował. Można powiedzieć, że na bogato, bo nigdy w życiu nie byłem na takim obozie. Świetnie to wypadło organizacyjnie i treningowo. Trenowanie w takich warunkach to czysta przyjemność. W przypadku ćwiczeń na salkach, przychodzi czasem zmęczenie materiału. A tutaj było to zróżnicowane, bo jeździliśmy na nartach i na rowerach.
Przed wyjazdem na te obozy przygotowywał się pan indywidualnie?
Oczywiście. Zawsze staram się bardzo mocno trenować w zimie. Staram się tym nadrabiać jakieś różne braki w jeździe. Zawsze skupiałem się na tym, żeby nie przespać tego okresu. Mam już w tym 10-letnie doświadczenie. Na miejscu miałem personalnego trenera, więc pracowałem razem z nim. Mieliśmy też wspólną grupę żużlowców z Tarnowa, między innymi Janusz Kołodziej, Ernest Koza i Patryk Rolnicki, wspólnie trenowaliśmy dwa razy w tygodniu pod okiem trenera sztuk walki. Wszystko przeszło bardzo przyjemnie.
Zaaklimatyzował się pan już w nowym zespole?
Lublin słynie z przyjacielskiego podejścia, więc to przyszło bardzo naturalnie. Zresztą, z chłopakami się znałem już wcześniej. Miałem okazję jeździć, między innymi, z Oskarem Boberem w I lidze w Łodzi. Jest też dużo chłopaków z Rzeszowa – Paweł Miesiąc, Wiktor Lampart. Mieliśmy częsty kontakt przy okazji wspólnych treningów. W klubie chłopaki są otwarci na kontakt. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby się z nimi zakolegować.
W sobotę macie zaplanowany wyjazd do Krsko. Czeka pan już na pierwsze jazdy na torze?
Zawsze tupiemy nogami, bo każdy jest ciekaw nowych rozwiązań w silnikach, w jakiej jesteśmy dyspozycji. Mam trochę nowych silników, zmienił się też mój team, więc czekam z niecierpliwością, żeby zaczęło się to już kręcić. Jak nie uda nam się w tym tygodniu pojechać, to na kolejny tydzień mamy zaplanowane sparingi w Toruniu. Tam już pojedziemy raczej na 100 proc., bo stadion ma zadaszenie. Miejmy nadzieje, że nasze najbliższe plany się ziszczą.
Czy otrzymaliście jakieś instrukcje w klubie w sprawie koronawirusa?
Rozmawialiśmy na ten temat w klubie, bo te informacje pojawiały się w trakcie naszego zgrupowania. Mówiliśmy luźno o prostych rzeczach, jak dbanie o higienę. Nie da się wszystkiego uniknąć, bo musielibyśmy chodzić w maskach i kombinezonach, żeby zminimalizować ryzyko. Jesteśmy też sportowcami i mamy taką nadzieję, że ten wirus mógłby nas zaatakować jako ostatnią grupę. Jesteśmy w ruchu, mamy dobrą przemianę materii, trenujemy – mamy nadzieję, że nas to nie dopadnie. Obserwujemy, co się dzieje, ale nie chcemy dać się zwariować. Trzeba zachować zdrowy rozsądek.