Nicki Pedersen, Mikkel Michelsen, Leon Madsen – co ich łączy oprócz obywatelstwa? Jak dorzucić do tego zestawu Andrzeja Lebiediewa? W bardzo prosty sposób. Wystarczy sięgnąć pamięcią nieco wstecz i przypomnieć sobie tych, którzy w przeszłości wygrywali tytuł Indywidualnego Mistrza Europy. Tytułu broni ten drugi. Pamiętacie okoliczności, w jakich wygrywał na Stadionie Śląskim?
Duńczyk miał cztery punkty straty do Grigorija Łaguty. Zaczął przeciętnie, od trzeciego miejsca. Wydawało się, że to nie będzie jego dzień. A później? Pięć triumfów, jedna dwójka i przepustka do biegu dodatkowego, gdzie czekał już faworyzowany Rosjanin. Emocje sięgnęły zenitu. Na drugim okrążeniu Łaguta popełnił błąd, co bezwzględnie wykorzystał Michelsen. Złoto było jego, a my dostaliśmy olbrzymi bagaż emocji!
Rok wcześniej Stadion Śląski również sprzyjał Duńczykowi. Leon Madsen nie dostarczył tylu nerwów co Michelsen. Po prostu – przyjechał do Chorzowa i wygrał wszystko, co tylko było do wygrania i odebrał zasłużony złoty medal. Warto podkreślić, że ten znakomity żużlowiec rok później dokonał wielkiej sztuki. Nie był obecny podczas jednej z rund, a i tak zdołał wywalczyć brązowy medal. Także i tym razem wymieniamy go w roli faworytów!
Nickiego Pedersena szerszej publiczności specjalnie przedstawiać nie trzeba. W 2016 roku to właśnie „Dzik” triumfował w Rybniku, gdzie do wyłonienia pozostałych medalistów również potrzebny był bieg dodatkowy. W jego przypadku wątpliwości jednak nie było. Lat przybywa, ale Duńczyk jest jak wino i z pewnością rywale muszą się z nim liczyć.
Wreszcie Andrzej Lebiediew, czyli przybysz z Łotwy. Rzadko wymieniamy ten kraj w kontekście wielkich sukcesów. Tymczasem w 2017 roku wywalczył najcenniejszy medal w bardzo dobrym stylu. Przed ostatnią rundą miał cztery „oczka” więcej od Vaclava Milika, ale w Lublinie nie zostawiał niczego losowi. Wprawdzie na wyższym stopniu podium na lubelszczyźnie stanął Krzysztof Kasprzak, ale najwięcej punktów wywalczył właśnie Łotysz.
Czy któryś z mistrzów Europy powtórzy wielki sukces? Jednego możemy być pewni – motywacji tym świetnym zawodnikom na pewno nie zabraknie. Czekamy na kolejne wspaniałe pojedynki! Szkoda tylko Andrzeja Lebiediewa, który tuż przed rozpoczęciem cyklu doznał groźnej kontuzji… Transmisja w stacji Eurosport.