- Jestem po szczegółowych badaniach i mam dobre informacje. Na szczęście prześwietlenie nie wykazało żadnych złamań. Jestem jednak mocno poobijany i odczuwam duży ból nawet przy normalnym funkcjonowaniu. Mój upadek wyglądał niegroźnie. Ja sam w momencie kontaktu z zawodnikami z Lublina byłem przekonany, że będzie to zwykły uślizg i szybko się podniosę. Jednak uderzenie o twardy tor było bardzo mocne. Miałem duże problemy ze złapaniem oddechu. Po dłuższej chwili mogłem wstać, ale kontynuowanie zawodów było już mocno ryzykowne. Dziękuję całemu sztabowi medycznemu za profesjonalną pomoc w pierwszych chwilach po upadku. Najbliższe dni spędzę na rehabilitacji i masażach. W najbliższy weekend czekają mnie kolejne bardzo ważne zawody. W piątek i sobotę mamy Grand Prix w Pradze, no a w niedzielę jedziemy półfinał. Marzę o awansie do finału, bo było by to dla nas świetne zakończenie sezonu - powiedział Martin Vaculik.
Martin zdobył wczoraj w Lublinie jeden punkt z bonusem. Jak sam przyznaje, miał duży problem ze znalezieniem odpowiednich przełożeń na twardy lubelski tor:
- Gratuluję chłopakom. Cała drużyna stanęła na wysokości zadania i pomimo problemów mamy awans do play-offów. Ja w Lublinie ponownie miałem problemy z dopasowaniem się do twardej nawierzchni. Jak spojrzę w moje tegoroczne wyniki, to właśnie na twardych torach wygląda to najsłabiej. Coś muszę z tym zrobić, bo nie może to tak wyglądać. W Lublinie w pierwszych dwóch biegach nie wyglądało to najlepiej. W trzecim starcie, kiedy miałem nadzieję, że znaleźliśmy odpowiednie przełożenie, świetnie ze startu wyszedł Grisza Łaguta i dla mnie w pierwszym łuku zabrakło już miejsca. Żałuję, że więcej nie pojawiłem się już na torze, ale ryzyko było zbyt duże - przyznał Słowak.