Miało być raz, a potem dyrektor poprosił, żebym dalej polewaczką jeździł. Teraz jestem już toromistrzem, mam człowieka do pomocy i za chwilę będę współpracował z czwartym trenerem. Myślę, że będzie dobrze – uważa Grzybek.
Toromistrz ROW-u odsłonił kulisy swojej pracy. Przyznał, że to nie jest łatwa robota, ale on ją lubi. Dla niego jazda traktorem po żużlowym torze jest spełnieniem marzeń. I nie ma znaczenia to, że w razie porażki, to on zbiera cięgi.
– Kiedyś się tym przejmowałem, teraz traktuję z przymrużeniem oka. Trener Marek Cieslak nauczył mnie, jak do tego podchodzić. Poza tym ja kocham swoją pracę, choć czasem trzeba kilka godzin kręcić się w kółko. Przygotowanie toru to sztuka. Czasem śmieję się, że to dzielenie jednej kropli wody na cztery części – stwierdza.
Grzybek mimo pewnego stażu wciąż zbiera doświadczenia. - Ja już czwarty rok jeżdżę i wciąż się uczę. Terminowałem u najlepszych trenerów, takich co znają się na torach. Nie ma jednak przepisu na dobry tor, że tego dodam tyle, tamtego tyle i wyjdzie. Jak powiedziałem, trzeba wyczucia i praktyki. Przygotowanie toru, to równanie z wieloma niewiadomymi. Trzeba wziąć pod uwagę siłę wiatru, warunki atmosferyczne w ogóle. I jak się zrobi, to trzeba pilnować, bo tor się zmienia w ciągu godziny.