Po zdobyciu 10 punktów w fazie zasadniczej, Jakub Jamróg przystąpił do biegu dodatkowego. W nim koszmarnie wyglądający wypadek zaliczyli Oskar Fajfer i Szymon Woźniak.
- Nie miałem pełnego przeglądu tego, co się działo, ale wiedziałem, że kontakt jest nieunikniony i chłopaki z tego nie wyjdą, bo idą prosto w bandę. W tym biegu mocno kotłowało się od samego początku, cięliśmy się między sobą i ja też mimo, że jechałem przez chwilę trzeci czułem, że jestem w stanie minąć Oskara Fajfera, który w tym biegu był dość wolny i to też próbował wykorzystać Szymon Woźniak. Jak to się mówi dwóch się bije, trzeci korzysta. Wolałbym nie awansować do finału eliminacji, niż awansować w taki sposób, ale szczęście dopisało - powiedział Jamróg.
Z ćwierćfinału awansowało tylko czterech zawodników. Jamróg po dwóch biegach miał tylko 2 punkty.
- Zacznę od tego, że bardzo obawiałem się tych zawodów, bo bardzo nie lubię pierwszego numeru startowego, gdyż zawsze jedzie się po polaniu, a ja tego nie cierpię. Na szczęście toromistrz nie robił pod górkę, woda była lana delikatnie. Po dwóch biegach wziąłem motocykl, który otrzepałem po kurzu w Szwecji i okazało się, że fajnie jedzie - zauważył zawodnik.
- W żużlu tak czasami bywa, że powinien jechać nowy sprzęt za miliony, a wyciąga się "starego dziadka" sprzed 2018 roku i robi wynik. Gdybym użył tego motocykla wcześniej, miałbym spokój i osiągnąłbym lepszy rezultat. W późniejszej fazie zachowałem mega spokój, zostało mi trochę szwedzkiego luzu po wtorku i do każdego biegu podchodziłem luźno. Do ostatniego biegu podszedłem już nieco inaczej, bo trójka praktycznie dawała awans. Przywiozłem dwa punkty, finalnie awansowałem. Życzę zdrowia chłopakom, przede wszystkim Oskarowi Fajferowi - dodał.
Zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk wykręcił w środę najlepszy czas dnia.
- Zmieniał się ten tor i jak nawierzchnia się odsypała, to lepiej szło pod bandą. Dlatego zabrakło mi w ostatnim biegu rundy zasadniczej i w pierwszej odsłonie biegu dodatkowego. Miałem najlepszy czas dnia, teraz musimy dopasować się do toru - ocenił Jakub Jamróg.
Gdański tor wyglądał zupełnie inaczej niż podczas meczów ligowych. To efekt zmian wprowadzonych po dwóch porażkach na własnym obiekcie.
- Paradoksalnie wcześniej się mocniej kurzyło, a było lane więcej wody, a teraz kurzy się mniej i lejemy mniej wody. To nie jest liga amatorska, gdzie ścigają się turyści, tylko zarabiamy ciężkie pieniądze, sponsorzy wydają na nas spore środki i kibice oczekują wyniku. To zrozumiałe i męskie rozmowy były. Pierwszym pozytywnym prognostykiem był nasz wynik w Zielonej Górze, my chcemy by tor był naszym atutem, ale nie jest to łatwe przy wyżyłowanym sprzęcie - przyznał Jakub Jamróg.