– Myślałem, że Orzeł będzie czwartą siłą, że może zamieszać w play-off. Teraz takiego przekonania już nie mam – stwierdza Frątczak.
Z czego biorą się obawy? – Zawodnicy jadą mało stabilnie, w kratkę. Iversen, który ma aspiracje powrotu do Ekstraligi, przegrywa biegi u siebie. Największym problemem jest jednak Luke Becker. On na razie zalicza słaby sezon, a przecież miał być jedynką na pozycji U-24. Becker miał robić różnicę, ale jej nie robi. A, że reszta też jedzie przeciętnie, to nie wygląda to tak, jak się spodziewałem – komentuje Frątczak.
– Osobiście mam też kłopot z duetem trenerskim, bo uważam, że jak nie ma głównodowodzącego, to odpowiedzialność się rozmywa. Nie wiem, może w tym przypadku jest inaczej, ale ja na przykład nie wiem, kto w Orle bierze odpowiedzialność za wyniki – zwraca uwagę Frątczak.
Orzeł zdaniem Frątczaka wciąż ma szansę błysnąć i zrobić coś ekstra. – Na razie jest to taki zespół na bezpieczny środek tabeli. To oczywiście nie jest źle, ale ja po wygranej w Gnieźnie miałem większe oczekiwania. Start był opromieniony remisem w Zielonej Górze i jak Orzeł ich pokonał, to pomyślałem: wow, to jest to. Orzeł nie poszedł jednak za ciosem. Wciąż jednak może się zmienić, to dopiero połowa sezonu – kwituje Frątczak.