W wieku 32 lat awansowa pan do Grand Prix. Dlaczego tak długo musiał pan czekać na taki duży sukces?
Kim Nilsson, zawodnik Trans MF Landsut Devils: Bardzo trudno jest zakwalifikować się do Grand Prix. Co roku tylko trzech żużlowców uzyskuje awans z eliminacji, a te są bardzo długie. Już sama kwalifikacja do Grand Prix Challenge jest trudna, a jak już tam jesteś, to musisz być w trójce, bo tylko to otwiera drzwi do Grand Prix. Jednak, żeby to zrobić, żeby się tam dostać, to nie można popełniać żadnych błędów. Miałem już kilka ciekawych kwalifikacji, ale też kilka kiepskich i pechowych. Tym razem się udało.
Jak się przygotowuje pan do Grand Prix? Co się zmieni w teamie? Czy będzie więcej osób? Czy będzie nowy tuner?
Będzie dużo zmian i więcej osób w moim teamie. Przez całą karierę sam czyściłem swoje motocykle. Pomagał mi tata. Teraz on ma jednak 67 lat i nadszedł ten czas, żeby to wszystko inaczej poukładać. W przyszłym roku będę miał jednego mechanika na pełnym etacie i drugiego, który będzie pomagał mi w Grand Prix. Tata nadal będzie zaangażowany, ale już nie do tego stopnia. Na pewno nie będzie musiał przyjeżdżać na każdy mecz w lidze szwedzkiej jak dotąd.
To wszystkie zmiany?
Nie. Kolejną będzie to, że będę miał koordynatora na Grand Prix. On będzie odpowiedzialny za wszystko, co jest związane z tymi zawodami. Jedzenie, bilety, hotele, organizacja wyścigów, to będzie na jego głowie. Nowością jest też to, że mam człowieka od kontaktów z mediami i sponsorami. Pomoc jest potrzeba zwłaszcza w kontaktach ze sponsorami i wszystkim, co jest z tym związane.
Dlaczego?
Bo mam nadzieję, że ten sezon w Grand Prix pomoże mi pozyskać jeszcze kilku kolejnych sponsorów, bym mógł bardziej zainwestować w sprzęt, a głównie w silniki. Poza wszystkim chcę mieć świeży sprzęt już na starcie przyszłorocznych rozgrywek. Do tego też potrzebuję sponsorów.
Ma pan jakieś obawy związane ze startami w Grand Prix? Co może się stać, jeśli będzie pan przegrywał?
Nie chcę zawieść. Wiem, że może być różnie, ale zrobię, co w mojej mocy. Zakwalifikowałem się do Grand Prix, bo sobie na to zasłużyłem. Nikt nie może mi tego odebrać. Wszyscy wiedzą, że pierwszy sezon w GP nie jest łatwy. To jednak wielka nowość. Trzeba się wiele nauczyć. Trzeba też jednak czerpać z tego przyjemność. I właśnie to zamierzam robić, cieszyć się z tego, co sam sobie wywalczyłem.
Został pan na kolejny sezon w Landshut. Tak miało być, czy też nie było innych ofert?
Było kilka znaków zapytania związanych z dalszą jazdą w Landshut. Miałem oczywiście inne oferty, ale to nie one były problemem. Bardziej chodziło o logistykę i o to, czy da się pogodzić jazdę w Grand Prix z dalszymi startami w Landshut. Wyjaśniliśmy sobie, jak to będzie wyglądać i doszliśmy do wniosku, że to da się pogodzić. Dlatego zostałem.
Jak to się stało, że dotąd nie jeździł pan za wiele w polskiej lidze?
Nigdy nie miałem mechanika na pełen etat i to był dla mnie problem. Moje dotychczasowe starty w Polsce wyglądały tak, że na miejscu miałem busa, motory i mechanika. To było jednak zawsze tymczasowe rozwiązanie, nic stałego. Teraz będzie inaczej i może w przyszłości coś się pod tym względem zmieni.