– Ekstraliga U24 jest częścią założeń projektu „Ekstraliga 3.0”, który był prezentowany w trakcie sezonu 2021. Rozgrywki te powstały przede wszystkim z myślą o szansie dla młodych zawodników na jazdę w warunkach zbliżonych do zmagań ligowych. Należy podkreślić, że najważniejszy jest tu aspekt szkoleniowy. To główny cel Ekstraligi U24, a także całej piramidy szkoleniowej wprowadzonej w tym roku. Kluby w ramach Ekstraligi 3.0 otrzymały na szkolenie i drużynę U24 pieniądze wystarczające oraz większe o 4,5 mln niż w poprzednim roku – mówi o założeniach i szczegółach tego przedsięwzięcia Prezes PGE Ekstraligi, Wojciech Stępniewski. Teraz sprawdzamy jak ten projekt wypada z perspektywy toruńskiego klubu.
– Na pewno przyjęliśmy ten pomysł ze zrozumieniem. Jeśli mamy budować w ten sposób zaplecze na przyszłość, a także zapewniać polskiemu oraz światowemu żużlowi dopływ nowych i perspektywicznych zawodników, to należy postrzegać tę inicjatywę jako coś atrakcyjnego. Nie ukrywam jednak, że zanim na dobre to wszystko ruszyło, mieliśmy też pewne obawy. Dotyczyły one tego, czy będziemy w stanie zagwarantować tym rozgrywkom odpowiednią jakość, żeby one spełniały swoją rolę i faktycznie służyły do rozwoju zawodników – zdradza Przewodniczący Rady Nadzorczej For Nature Solutions Apatora Toruń, Adam Krużyński. Okazuje się, że rywalizacja w Ekstralidze U24 to całkiem spore przedsięwzięcie.
– Wiadomo, że te rozgrywki są wspierane finansowo przez PGE Ekstraligę, ale jednak spora część przygotowań niezbędnych do startu w tej lidze spada na kluby i dodatkowo je obciąża. Mam na myśli chociażby zabezpieczenie zaplecza technicznego, trenerskiego czy dostępność mechaników oraz obsługi. Chcąc zagwarantować odpowiednie warunki naszym zawodnikom, musimy podejść do tego z głową, żeby sprostać temu od strony organizacyjnej i mieć pewność, że na wszystko wystarczy środków. Nie ma co ukrywać, że pod względem finansowym to jest dość wymagające przedsięwzięcie i nie chodzi tutaj wyłącznie o wynagrodzenia dla zawodników. Nie jest łatwo stawić temu czoła, bo de facto mamy do czynienia z kolejną drużyną do zarządzania i osobną ligą do objechania – tłumaczy działacz.
Ostatecznie jednak klub zdołał sprostać wymaganiom, które zostały przed nim postawione. – Zdawaliśmy sobie sprawę co nas czeka oraz z czym będziemy się mierzyć, więc dołożyliśmy wszelkich starań, żeby jak najlepiej to poukładać. Budżet był konstruowany w taki sposób, aby obejmował po stronie wydatków występy drużyny U24, zatem nie ma zagrożenia, że coś nie będzie się spinać. Wiadomo, że to nie wymaga aż takich nakładów pieniężnych jak w przypadku drużyny występującej w PGE Ekstralidze, ale jednak pewne środki muszą być zabezpieczone – sygnalizuje Krużyński. Klubowi na pewno przydałoby się dodatkowe wsparcie sponsorskie, ale nasz rozmówca zwraca uwagę, że to jest dość skomplikowany temat.
– W dzisiejszym żużlu generalnie nie jest łatwo znaleźć partnerów, którzy w sposób ustandaryzowany czy oparty o długoterminową umowę chcieliby wspierać poszczególne kluby, a co dopiero w przypadku ledwo co utworzonych i raczkujących rozgrywek. Niektóre firmy dedykują część swojego wsparcia na rywalizację młodszych zawodników, ale nie wszyscy podchodzą do tego w taki sposób. Wiadomo, że te rozgrywki nie mają jeszcze tak wielkiego prestiżu, nie są śledzone przez tylu kibiców i nie wywołują aż takiego zainteresowania jak PGE Ekstraliga, zatem od razu nie można myśleć o utworzeniu pod nie specjalnej grupy sponsorów. To jest pewien proces, który rozkłada się w czasie. Wierzę jednak, że prędzej czy później chęć wsparcia zacznie rosnąć. Oczywiście pod warunkiem, że zawodnicy będą prezentować coraz wyższy poziom, udowodnią, że skupiają się na własnym rozwoju i dadzą radę przyciągać uwagę nie tylko swoimi występami w lidze U24, ale też w innych zawodach, choćby na arenie międzynarodowej. Wielu chłopaków na starcie swojej przygody z żużlem ma już jakichś indywidualnych sponsorów, ale każdy z nich powinien dążyć do tego, żeby stopniowo przyciągać ich coraz więcej – słyszymy.
„Wszystkie kontrakty były głęboko przemyślane”
Zostawmy już jednak sprawy formalne z boku i przejdźmy do kwestii sportowych. Pierwszym krokiem do rywalizacji w Ekstralidze U24 było zbudowanie drużyny. – Podstawą składu stali się dla nas nasi polscy młodzieżowcy. Od samego początku wiedzieliśmy, że oni będą naturalną częścią tej drużyny. Te rozgrywki są między innymi po to, żeby ci chłopcy również zyskali więcej wyścigów i mieli szansę się rozjeździć poprzez rywalizację z innymi zawodnikami do 24. roku życia – informuje Krużyński. Ekstraliga U24 stwarza również okazję do wyszukiwania zagranicznych „perełek” i włączania ich w struktury klubu. Włodarze Apatora postanowili skorzystać z tej możliwości.
– W poszukiwaniach częściowo pomagał nam menadżer żużlowej reprezentacji Australii i angielskiego klubu Belle Vue Aces, Mark Lemon, który – jak wszyscy zapewne pamiętają – w 2019 roku przez krótki czas był w sztabie szkoleniowym toruńskiej drużyny. Dzięki naszej współpracy podpisaliśmy kilka kontraktów z zawodnikami, którzy byli znani przede wszystkim z występów w lidze angielskiej, natomiast w Polsce mało kto o nich wiedział. W przypadku Europy kontynentalnej sami już jednak przyglądaliśmy się temu rynkowi. Zwracaliśmy uwagę nie tylko na zawodników, którzy jeździli już na motocyklach o pojemności 500, ale też na tych, którzy ścigali się jeszcze na 250-tkach. Nie ukrywam, że dość dobrze rozeznaliśmy się w tym obszarze i wypatrzyliśmy chociażby kilku Duńczyków. Wszystkie zawarte przez nas kontrakty były głęboko przemyślane i wynikały z zakrojonego na szeroką skalę rekonesansu. Wybieraliśmy chłopaków, którzy naszym zdaniem wyglądali obiecująco i mieli predyspozycje do uprawiania żużla na wysokim poziomie. Kiedy tylko ktoś wpadał nam w oko, to od razu staraliśmy się dotrzeć bezpośrednio do niego albo do jego opiekuna – zdradza Przewodniczący Rady Nadzorczej ekipy z Grodu Kopernika.
Kluby mogą inwestować w tych żużlowców, aby w późniejszym czasie mieć z nich użytek. Teraz budowanie rezerw w oparciu o młodych obcokrajowców na pewno ma większy sens. Wynika to z faktu, że nie trzeba skazywać ich jedynie na „grzanie ławy”, tylko można zaoferować im miejsce w składzie i jazdę. Nie jest wielką tajemnicą, że zagraniczna młodzież żużlowa z reguły marzy przede wszystkim o Polsce, ponieważ w tym kraju żużel ma obecnie najsilniejszą pozycję. Niemal każdy zagraniczny junior podkreśla, że rywalizacja w polskiej lidze stanowi dla niego jeden z najważniejszych celów. Dzięki Ekstralidze U24 rodzi się szansa, że teraz łatwiej będzie związać się z konkretnym klubem i zapewnić sobie regularne starty w kraju nad Wisłą. W ten sposób będzie można pokazywać się szerszej publiczności, a przy okazji zyskać kolejną przestrzeń do nauki żużlowego rzemiosła. To może stanowić dodatkową zachętę do uprawiania czarnego sportu, także dla zawodników wywodzących się z krajów, gdzie ta dyscyplina cieszy się mniejszą popularnością. Mało kto od razu jest gotowy do jazdy na najwyższym poziomie, więc Ekstraliga U24 może być jednym z pierwszych kroków do poważnego uprawiania speedway’a i stopniowego przebijania się coraz wyżej.
„Tutaj liczy się jazda oraz doskonalenie umiejętności”
Pierwszy sezon funkcjonowania Ekstraligi U24 już za nami. Toruńska drużyna zakończyła go na szóstym miejscu, notując sześć zwycięstw, jeden remis i siedem porażek. Warto jednak zaznaczyć, że młodzież z Grodu Kopernika miała aż dziewięć punktów przewagi nad siódmymi lublinianami, z kolei do czwartych gorzowian straciła zaledwie dwa oczka. – Pod względem wyników być może wygląda to średnio, ale to nie jest w tym wszystkim najważniejsze. Wiadomo, że chcielibyśmy wypaść jak najlepiej, jednakże podchodzimy do tego typowo szkoleniowo. Tutaj liczy się przede wszystkim jazda oraz doskonalenie umiejętności przez zawodników. Myślę, że moglibyśmy być nieco wyżej w tabeli, ale po drodze popełniliśmy trochę błędów i niektóre punkty nam uciekły. Najbardziej szkoda minimalnych porażek w Częstochowie czy na własnym torze ze Spartą Wrocław, a także przerwanego przez opady deszczu meczu w Lublinie, w wyniku czego tam również przegraliśmy zaledwie dwoma punktami. Tamte spotkania mogliśmy rozstrzygnąć na własną korzyść, ale niestety nie wyszło. Przez cały sezon dawaliśmy jednak z siebie wszystko i walczyliśmy do końca. Nawet jak było już jasne, że raczej nie znajdziemy się w czołowej dwójce i nie pojedziemy w wielkim finale, to nie zamierzaliśmy się poddawać, tylko staraliśmy się robić swoje jak najlepiej – mówi Tomasz Zieliński, który przez cały sezon opiekował się toruńską drużyną U24.
– Przy ustalaniu składu brał udział nasz były już dyrektor sportowy, Krzysztof Gałańdziuk, ale potem to ja przejmowałem odpowiedzialność za wynik i prowadzenie drużyny w czasie zawodów. Można powiedzieć, że byłem menadżerem i kierownikiem zespołu w jednym. Poza meczami wypełniałem też niezbędne papiery. Posiadam odpowiednie dokumenty, dzięki którym mogę zajmować się tymi sprawami – dodaje mężczyzna na temat szczegółów swojej pracy. Zieliński jest dobrze zorientowany w żużlowych realiach, ponieważ niegdyś sam próbował swoich sił w tym sporcie, a poza tym od wielu lat współpracuje z toruńskim klubem w charakterze kierownika pierwszej drużyny. – Wcześniejsze doświadczenia na pewno mi pomagają. To jest taka jakby mini PGE Ekstraliga, więc doskonale wiem jak to wszystko działa i czym należy się zająć. Waga rywalizacji w PGE Ekstralidze jest jednak znacznie większa. Już sama ta otoczka i towarzyszące temu emocje robią swoje. W rozgrywkach U24 jest dużo spokojniej, jednakże mimo tego ja raczej nie narzekam na nadmiar spokoju. Emocje na pewno są tu inne, ale jednak zawsze jakieś są. Wiadomo, że za każdym razem, bez względu na wszystko, chcemy wypaść jak najlepiej, więc pewnego rodzaju napięcie siłą rzeczy się pojawia. Nie ma mowy o traktowaniu tego ulgowo – przekonuje nasz rozmówca.
Przy prowadzeniu toruńskiej drużyny U24 Zieliński nie był jednak zdany wyłącznie na siebie. Mężczyzna mógł liczyć na wsparcie chociażby jednej z legend toruńskiego żużla, czyli Jana Ząbika, który od lat specjalizuje się w szkoleniu młodzieży i jest uznawany za wielkiego fachowca w tym zakresie. – Pan Jan pomagał nam przede wszystkim podczas spotkań rozgrywanych w Toruniu. Udzielane przez niego rady zawsze były bardzo cenne. Myślę, że możliwość usłyszenia kilku słów od takiej osoby powinna wiele znaczyć dla naszych zawodników – zaznacza Zieliński. Blisko toruńskiej drużyny U24 znajdował się także trener pierwszego zespołu, czyli Robert Sawina. – Robert był z nami praktycznie na każdym meczu. Na wyjazdach również się pojawiał, bo miał w tym swój konkretny cel. Dzięki temu zapewniał sobie pełniejszy przegląd sytuacji w zespole i mógł bliżej przyglądać się naszym młodzieżowcom będącym naturalną częścią drużyny, za którą on odpowiadał. To pomagało mu oceniać, w jakiej dyspozycji znajdują się chłopacy i decydować, kogo wystawiać do składu. Suchy wynik nigdy nie odda tego, co można zobaczyć samodzielnie na żywo – komentuje nasz rozmówca.
„Chłopacy mogą się wiele nauczyć i co nieco zobaczyć”
Najskuteczniejszym zawodnikiem toruńskiej drużyny U24 okazał się Krzysztof Lewandowski. To raczej nie powinno nikogo dziwić, wszak mówimy o chłopaku, który jest też liderem formacji juniorskiej pierwszego zespołu z Grodu Kopernika i stanowi sporą nadzieję na przyszłość. Z całkiem niezłej strony, choć nie unikając wpadek i słabszych występów, pokazywali się też inni polscy zawodnicy znani ze startów w podstawowym składzie For Nature Solutions Apatora, czyli Denis Zieliński i Mateusz Affelt. Początkowo w zespole był także Karol Żupiński, który u progu sezonu zaliczył zresztą kilka naprawdę imponujących występów, ale po wypożyczeniu go do pierwszoligowej ekipy z Gdańska nie było już możliwości, żeby dalej pojawiał się w składzie. Spośród Polaków pojedyncze biegi odnotowali też nieco mniej znani na ten moment Kacper Czajkowski i Oskar Rumiński. – Wiadomo, że kluczowy był dla nas rozwój naszych krajowych zawodników. Na to kładliśmy największy nacisk, ale korzystaliśmy także z okazji, aby zapraszać do współpracy chłopaków zza granicy i ich również wspierać na drodze do wielkiego żużla – stwierdza Zieliński.
Wśród obcokrajowców najlepiej wypadli Duńczyk Emil Portner i Australijczyk Zach Cook, którzy zaliczyli też najwięcej startów. Co prawda pierwszy z wymienionych nie dokończył sezonu z powodu kontuzji i opuścił cztery ostatnie mecze, ale wcześniej był stałym bywalcem w szeregach „Aniołów”. Należy jednak zaznaczyć, że obaj byli najstarszymi zawodnikami w drużynie, więc zapewne byli też nieco bardziej objeżdżeni w porównaniu do kolegów. Całkiem sporo meczów miał okazję odjechać również Duńczyk Bastian Pedersen. Być może jego wyniki na razie nie były oszałamiające, ale to jest 16-latek, który dopiero zaczyna przygodę z dorosłym żużlem. W klubie wychodzą z założenia, że dysponuje on sporym potencjałem i warto na niego stawiać.
W kadrze toruńskiej drużyny U24 znajdowali się też Brytyjczycy Jordan Palin i Kyle Bickley, ale w rzeczywistości nie jeździli oni zbyt wiele. Po obiecującym początku obaj znacząco spuścili z tonu i potem nie byli już powoływani na kolejne mecze. Od Tomasza Zielińskiego słyszymy, że w przypadku Palina nie zawsze była też możliwość, aby przyjechał na zawody do Polski. Nie trudno się domyślić, że w tym projekcie największe szanse na przebicie będą mieli zawodnicy, którzy będą mogli i będą chcieli się w to całkowicie zaangażować, a przy okazji będą robili zauważalne postępy.
Warto wspomnieć także, że na trzy kolejki przed końcem rozgrywek do toruńskiej drużyny U24 dołączył 18-letni Szwed Casper Henriksson, który finalnie wystąpił w dwóch spotkaniach. – To była wypadkowa jego dobrych występów w lidze szwedzkiej, które wcześniej zdążyliśmy zaobserwować. Stwierdziliśmy, że ten chłopak ma potencjał i warto zaprosić go do współpracy. Jak tylko dopięliśmy wszelkie formalności, od razu pojawił się w składzie – wyjaśnia Krużyński. Okazuje się zatem, że budowa kadry na Ekstraligę U24 nie ogranicza się wyłącznie do przerwy międzysezonowej i klub w każdej chwili próbuje wyłapywać najciekawszych zawodników. – Nie porównałbym tych działań do typowego scoutingu, jak chociażby w piłce nożnej, ale jeżeli ktoś interesuje się żużlem i działa w tym sporcie, to przez cały czas obserwuje rynek zawodniczy i stara się na nim jak najlepiej rozeznać. W przypadku naszego klubu jest dokładnie tak samo – zdradza toruński działacz.
Wiadomo, że młodzi zawodnicy z Polski dosyć często pokazują się publice w kraju nad Wisłą, ale w przypadku zagranicznej młodzieży jest zupełnie inaczej. O tych żużlowcach przeważnie niewiele wiadomo i rzadko kiedy można zobaczyć ich w akcji. Nie dziwota zatem, że wszyscy są ciekawi ich możliwości, które mogą pokazać w Ekstralidze U24. Kibice śledzący te rozgrywki na pewno bacznie im się przyglądają. Osoby z toruńskiego klubu na razie jednak nie chcą za wiele mówić, czy któryś z zakontraktowanych zawodników zrobił na nich szczególne wrażenie i jednoznacznie oceniać, kto wydaje się najbardziej perspektywiczny pod kątem przyszłości. Nikt nie chce wywierać na nikim presji i tworzyć niepotrzebnego szumu wokół chłopaków. Wszyscy mają mieć dogodne warunki do spokojnej pracy nad sobą i stopniowego rozwoju.
W klubie zdają sobie sprawę, że na tym etapie nie jest łatwo wyrokować, jak potoczą się poszczególne kariery, więc trzeba czekać i obserwować. W tym wieku sytuacja często potrafi być bardzo dynamiczna i lepsze okresy mogą przeplatać się z tymi słabszymi. Trudno też porównywać poszczególnych zawodników, ponieważ każdy z nich może być na innym etapie rozwoju i stawiać kolejne kroki naprzód w nieco innym tempie. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że zawodnicy zapraszani do współpracy powinni na tym mocno skorzystać. – Myślę, że chłopacy zza granicy mogą się wiele nauczyć i co nieco zobaczyć dzięki startom w Polsce, bo przecież uchodzimy za żużlową potęgę – przekonuje Zieliński.
„Mam nadzieję, że mogliśmy co nieco wnieść do ich rozwoju”
Opiekun toruńskiej drużyny U24, proszony o całościowe spojrzenie na zespół, chwali postawę swoich podopiecznych. – U chłopaków dało się zauważyć zaangażowanie i profesjonalne jak na ich możliwości podejście do tematu. Wystarczy wspomnieć, że przed każdym meczem było wielu chętnych do próby toru i jako sztab szkoleniowy mieliśmy spory ból głowy komu ostatecznie ją przydzielić. Często trzeba było porządnie to przedyskutować i wytłumaczyć co nieco zawodnikom. Każdy chciał jak najlepiej się przygotować i sprawdzić swoje motocykle, żeby potem walczyć o zwycięstwa. Nie było mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu. Wszystko było brane na poważnie – mówi nasz rozmówca. – Być może to nie było na takim poziomie jak w PGE Ekstralidze, ale w czasie zawodów staraliśmy się wymieniać naszymi poglądami i spostrzeżeniami. Jeżeli pojawiały się jakieś problemy lub komuś nie szło, to ze strony pozostałych członków zespołu zawsze płynęły jakieś podpowiedzi. W naszej drużynie nie było żadnych tajemnic. Wydaje się, że każdy podchodził do tego uczciwie i próbował pomagać, jak tylko mógł – dodaje mężczyzna, pytany o klimat w drużynie i funkcjonowanie zespołu w czasie zawodów.
– Nie powiedziałbym, że między Polakami i obcokrajowców występowały jakieś znaczące różnice na torze. Dotyczy to także zachowania poza torem. Tak naprawdę wszystko zależy od człowieka i jego osobowości. Niektórzy są spokojni, inni nerwowi, a jeszcze inni wydają się wycofani i nie okazują zbyt wielu uczuć na zewnątrz – kontynuuje Zieliński. A jak nasz rozmówca postrzega przebieg samych rozgrywek? Wiadomo, że kluby miały różne strategie związane z Ekstraligą U24. – Na początku sezonu poziom prezentowany przez poszczególne drużyny wydawał się dość mocno zróżnicowany, ale potem, według mnie, to zaczęło się zmieniać. Mam wrażenie, że im dalej w las, tym kluby coraz bardziej się spinały i starały się wystawiać jak największe „armaty”. Nie można powiedzieć, że mecze stały na kiepskim poziomie – mówi o swoich odczuciach. – Tory były przygotowywane zgodnie ze sztuką znaną z PGE Ekstraligi, więc chłopacy mieli stworzone dogodne warunki do jazdy. Pod tym względem nikt nie powinien mieć powodów do narzekań – dopowiada.
W jakim stopniu toruński sztab szkoleniowy był w stanie wspierać swoich podopiecznych w doskonaleniu ich żużlowego rzemiosła? – Mam nadzieję, że swoimi uwagami i spostrzeżeniami mogliśmy co nieco wnieść do ich rozwoju. Nasza rola sprowadzała się do tego, żeby razem z chłopakami analizować ich jazdę i ukierunkowywać ich na właściwe wnioski. Zawodnicy, którzy posiadali zalążki swoich teamów lub mieli w boksie jakichś własnych doradców, omawiali swoje występy również z nimi. To sprawiało, że dostawali całkiem sporo informacji zwrotnych na temat swojej jazdy. Najważniejsze, żeby potrafili zrobić z tego użytek – twierdzi Zieliński. – Myślę, że pracując z tymi chłopakami, jesteśmy w stanie pomóc im wspinać się po kolejnych szczeblach kariery i sprawić, że w końcu będą gotowi do spróbowania swoich sił w najwyższej klasie rozgrywkowej – przekonuje Krużyński. Wiadomo jednak, że wszystko wymaga czasu, a efekty nie będą widoczne, jeśli zawodnicy nie będą dawali jak najwięcej od siebie.
„Dojście do czegoś większego wymaga poświęcenia oraz zaangażowania”
– Wiele zależy od postawy oraz chęci samych młodych żużlowców. Wszyscy naokoło mogą dawać z siebie maksimum i wypruwać sobie żyły, ale jeżeli zawodnik nie przywiązuje do tego zbyt dużej wagi, a także nie podchodzi do tego we właściwy sposób, to raczej niewiele z tego wyjdzie. Dojście do czegoś większego wymaga należytego poświęcenia oraz zaangażowania – podkreśla Zieliński. A czego, zdaniem opiekuna toruńskiej drużyny U24, najbardziej brakuje jego podopiecznym, żeby mogli stać się dużo lepszymi żużlowcami? – W tym wypadku trzeba jednostkowo podchodzić do sprawy. Jeden musi szczególnie pracować nad sprzętem, drugi nad techniką jazdy, a trzeci nad głową. U niektórych te elementy czasami się kumulują lub zmieniają w zależności od okoliczności. Nie da się tego zamknąć w jakimś całościowym ujęciu, bo każdy jest inny. Wiadomo, że ci chłopacy mają jeszcze niewielkie doświadczenie i pod wieloma względami dopiero uczą się tego żużla. Nie ukrywam, że na początku sezonu, kiedy oni wyjeżdżali na tor, to porządnie drżało nam serce, ale na szczęście z biegiem czasu zaczął towarzyszyć nam coraz większy spokój – odpowiada mężczyzna.
A jak bardzo toruński klub musi opiekować się swoimi żużlowcami do 24. roku życia? – Sytuacja i możliwości poszczególnych zawodników różnią się między sobą. Tak naprawdę nie ma dwóch jednakowych przypadków. Większość chłopaków musi bazować na wsparciu klubu w zakresie sprzętu czy mechaników, którzy podczas zawodów są z nimi w parku maszyn i pomagają im przygotowywać oraz dostrajać motocykle. Bywa tak, że ktoś przyjeżdża jedynie z przysłowiowym plecaczkiem i wymaga wielowymiarowego wsparcia, aby w ogóle wystartować. Zdarzają się też tacy, którzy meldują się na stadionie ze swoimi motocyklami, jakimś teamem i są przygotowani do tego, żeby samodzielnie sobie radzić. Wiele zależy od tego, jakim zapleczem finansowym dysponuje dany zawodnik oraz z jakiego środowiska się wywodzi. Brytyjczycy, na przykład, mają nieco trudniej, bo z racji wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, podróżowanie stamtąd z jakimkolwiek sprzętem staje się karkołomnym zadaniem. Z tego względu wygodniejsze jest dla nich bazowanie na tym, co może udostępnić im klub – zdradza Krużyński.
Wiele osób zastanawia się, czy starty w Ekstralidze U24 mogą być opłacalne dla młodych żużlowców? – Wiadomo, że obowiązują tutaj tak zwane punktówki, ale to nie są przesadnie duże kwoty. Staraliśmy się sprawić, żeby warunki były porównywalne dla wszystkich zawodników. Nie chcieliśmy nikogo w żaden sposób zanadto wyróżniać. Na tym poziomie raczej nie powinno się kreować żadnych gwiazd. To byłoby niezdrowe, a dla niektórych zapewne krzywdzące. Wynagrodzenie otrzymywane przez zawodników ma przede wszystkim pozwalać pokrywać koszty podróży czy służyć jakimś inwestycjom sprzętowym. Te rozgrywki raczej nie są po to, żeby zbijać na nich nie wiadomo jaką fortunę. Zawodnicy na pewno nie powinni traktować tego w taki sposób i mam nadzieję, że faktycznie tak jest. Tutaj chodzi o to, żeby jak najwięcej jeździć na różnych torach, w zróżnicowanych warunkach i zbierać doświadczenie. To ma być swego rodzaju żużlowa szkoła dla tych, którzy marzą o karierze profesjonalnego żużlowca – słyszymy od Przewodniczącego Rady Nadzorczej Apatora.
„To jest projekt długofalowy”
Czy po pierwszym sezonie funkcjonowania Ekstraligi U24 można już pokusić się o jakieś wstępne oceny tego przedsięwzięcia? – Na to jest jeszcze za wcześnie. Proszę pamiętać, że Ekstraliga U24 oraz piramida szkoleniowa to projekty długofalowe, na które potrzeba czasu. Opinie będzie można wyciągać mniej więcej za dwa albo trzy lata. Na pewno cieszy to, że są pierwsi zawodnicy, którzy już teraz dostali szansę debiutu w PGE Ekstralidze lub w niższych klasach rozgrywkowych, ale to dopiero początek. Wierzę, że z biegiem czasu takich przykładów będzie więcej – mówi Stępniewski. W podobnym tonie wypowiada się także Krużyński.
– Na tym etapie trudno jeszcze mówić o jakichś widocznych czy wymiernych korzyściach. Obecnie najważniejsze jest to, że młodzi zawodnicy zyskali nową przestrzeń do startów, ale na związane z tym efekty należy trochę poczekać. W tym wypadku trzeba po prostu uzbroić się w cierpliwość. Wiadomo, że w sporcie, podobnie jak w życiu, wszystko wymaga czasu i nic nie przychodzi od razu. To jest projekt długofalowy, a nie taki, który stosunkowo szybko przyniesie piorunujące rezultaty. Mamy nadzieję, że nasze działania stopniowo będą pozwalały zbierać oczekiwane przez wszystkich owoce, ale na początku tej drogi nie można spodziewać się cudów. Takie podejście byłoby całkowicie bez sensu. Musimy patrzeć na to trzeźwo. Dajmy tym rozgrywkom podziałać przez dwa, trzy sezony i dopiero wtedy dokonujmy jakichś konkretniejszych podsumowań. Teraz za dużo nie oceniajmy, bo wylejemy dziecko z kąpielą. Na pewno będziemy pracować na to, żeby za parę lat, patrząc na jakiegoś zawodnika i ciesząc się jego jazdą, można było powiedzieć, że wywodzi się on z Ekstraligi U24 i właśnie tam zbierał swoje pierwsze poważniejsze szlify – stwierdza nasz rozmówca.
– Pierwszy sezon na pewno jest pewnego rodzaju eksperymentem i zbieraniem doświadczenia. Nikt z nas do końca nie wiedział, jak to wszystko będzie wypadało w praktyce i jakie będzie do tego podejście. Uważam, że nawet jeśli teraz ktoś potraktował to mało poważnie, to z czasem jego nastawienie zacznie się zmieniać. Kiedy wreszcie da się zauważyć, że poprzez Ekstraligę U24 kolejnym ośrodkom udaje się wprowadzać żużlowców do PGE Ekstraligi, to motywacja na pewno będzie rosła. To może być impuls zarówno dla klubów, jak i dla zawodników, że warto próbować, ryzykować, poświęcać się i angażować, aby przy pomocy tych rozgrywek budować coś większego – dodaje.
Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, czemu mają służyć te rozgrywki. – Głównym założeniem jest szkolenie, co ma zapewnić większą liczbę żużlowców i szansę rozwoju dyscypliny. Rywalizacja w warunkach ligowych jest lepsza od niejednego treningu, co przekłada się potem na zebrane doświadczenie. Trzeba kłaść na to duży nacisk, a kluby muszą szkolić kolejnych adeptów. Zarówno Ekstraliga U24, jak i system szkolenia w każdej innej klasie, mają pomóc w rozwoju zawodników oraz całej dyscypliny. Im szybciej adepci będą mieli styczność z motocyklem, tym lepiej będą sobie radzić na kolejnych etapach. Dodatkowo, to wszystko ma dać możliwość poszerzenia liczby żużlowców dostępnych na rynku. Rozgrywki zawodników do 24. roku życia są jednym z elementów, który ma przynieść efekty za parę lat – zaznacza Stępniewski.
„Każdemu powinno wyjść to na dobre”
– Zamysł jest taki, żeby poprzez Ekstraligę U24 pojawiali się żużlowcy, którzy w odpowiednim momencie będą w stanie zasilić szeregi pierwszej drużyny. To jest pewien ideał, do którego powinniśmy i chcielibyśmy dążyć. To wydaje się ważne, żeby w naszej lidze regularnie pojawiały się nowe twarze, które będą wzbogacały rozgrywki. Wszelkie formy wychowywania oraz przygotowywania młodych zawodników do jazdy na możliwie najwyższym poziomie – w tym również tych niebędących Polakami – stanowią nadzieję dla żużla. To oczywiste, że od razu nie można mieć nie wiadomo jakich oczekiwań, ale zakładam, że z biegiem czasu te rozgrywki przyczynią się do wykreowania zawodników zdolnych do rywalizacji w PGE Ekstralidze. Widać, że to jest jak najbardziej możliwe. Niektórzy chłopcy zostali już zauważeni i w ramach nagrody za dobre występy w lidze U24 pojawiali się w awizowanych składach ekstraligowych drużyn, albo dostawali szanse w niższej klasie rozgrywkowej. To mogą być pierwsze i naturalne kroki, aby w późniejszym czasie z powodzeniem ścigać się w elicie. Taki system pozyskiwania zawodników może być szczególnie przydatny, jeżeli w kolejnych sezonach utrzymany zostanie przepis o konieczności wystawiania w składzie meczowym zawodnika U24, a także jeśli pojawi się zapowiadany coraz głośniej KSM – analizuje Krużyński.
– Naszym sukcesem na pewno jest to, że udaje nam się zainteresować zawodników Ekstraligą U24 i skłonić ich do współpracy. Wygląda na to, że te rozgrywki zostały zauważone także przez młodych ludzi spoza Polski, którzy chcą uprawiać żużel i szukają jak najwięcej okazji do rozwoju oraz poszerzania swoich umiejętności – sugeruje toruński działacz, sygnalizując jednocześnie, że klub z Grodu Kopernika ma wiele atutów, które mogą przyciągać kolejnych zawodników. – Myślę, że Toruń może jawić się jako atrakcyjne miejsce dla żużlowej młodzieży. Twierdzę tak chociażby ze względu na nasz wyjątkowy stadion czy możliwość zetknięcia się z wieloma osobistościami, które są rozpoznawalne i cenione w żużlowym światku, bo zdążyły wypracować swoją markę – słyszymy od naszego rozmówcy.
W toruńskim klubie jak na razie pozytywnie odbierają utworzenie Ekstraligi U24. – Cieszę się, że powstały te rozgrywki i całkowicie popieram tę inicjatywę. Dla młodych zawodników to może być wstęp do wielkiego żużla. To również szansa na podtrzymanie karier nieco starszych żużlowców. Jeżeli ktoś na przykład kończy wiek juniora, ale wciąż nie jest na tyle wybitną jednostką, żeby na stałe przebić się do składu w PGE Ekstralidze czy którejś z niższych lig, to nie musi kończyć przygody z żużlem. Za sprawą tych rozgrywek – o ile oczywiście ma ochotę – nadal może pozostać w tym sporcie i próbować się przebić. Niektórzy zaczynają napędzać swoje kariery w nieco późniejszym wieku, więc nie warto za szybko się poddawać – ocenia Zieliński, który twierdzi również, że jazda w Ekstralidze U24 powinna okazywać się bardzo korzystna dla młodych żużlowców.
– Żaden najlepszy trening nie odda warunków meczowych, więc każdemu zawodnikowi biorącemu udział w tych rozgrywkach prędzej czy później powinno wyjść to na dobre. Tutaj rodzi się stres i pojawia się adrenalina. Być może to nie jest na taką skalę jak w tych głównych rozgrywkach ligowych, ale bez wątpienia można to poczuć i powoli się z tym oswajać – zapewnia. – Wierzę, że każdy, kto startuje w Ekstralidze U24, jest tu po to, żeby się rozwijać. Podejrzewam, że każdy z tych chłopaków marzy o tym, żeby kiedyś zostać Mistrzem Świata i zdobywać wiele innych laurów. Jeżeli możemy w tym pomóc i dołożyć coś od siebie, to powinniśmy iść w tym kierunku. Widać, że każdy chce się pokazać, a przy okazji zarobić jakieś pieniądze – dodaje po chwili.
„Wszyscy musimy myśleć o przyszłości żużla”
Zieliński sugeruje także, że Ekstraliga U24 powinna pozytywnie wpłynąć na żużel. – To jedna z metod na podtrzymanie tej dyscypliny przy życiu. Im więcej zawodników, tym lepiej. Ktoś może powiedzieć, że za nasze pieniądze będziemy sobie wychowywać konkurencję, ale w ujęciu globalnym to wszystkim powinno wyjść na dobre. Jako Polacy nie możemy kisić się jedynie we własnym sosie, bo wkrótce dojdzie do tego, że będziemy wszystko wygrywać i rywalizować głównie między sobą. Dzięki takim inicjatywom, jak Ekstraliga U24, możemy przyczynić się do tego, że żużel nie będzie stawał się coraz bardziej zaściankowy – słyszymy od naszego rozmówcy, któremu wtóruje również Krużyński.
– Wszyscy musimy myśleć o przyszłości żużla. Skoro mamy możliwość, żeby zrobić coś w tym kierunku, to powinniśmy z tego korzystać. Jeżeli to prześpimy, to za chwilę będziemy mieli jeszcze węższy rynek zawodniczy, a okres transferowy – już i tak niełatwy – stanie się jeszcze większą katorgą. W tym momencie klubom trudno jest zakontraktować naprawdę dobrych żużlowców, więc wszyscy ostro ze sobą rywalizują. Jeżeli wybór stanie się szerszy, to sytuacja powinna się unormować. Wtedy każdy będzie mógł odetchnąć, bo pole manewru stanie się większe – przekonuje działacz.
Torunianie mają już konkretne założenia na kolejne lata związane z Ekstraligą U24. – Traktujemy to jako inwestycję w przyszłość, bo widzimy w tym jakiś głębszy sens. W tym momencie na pewno nie powiemy, że to jest gra niewarta świeczki. Wiadomo, że nie wszyscy zakontraktowani przez nas zawodnicy się sprawdzą lub po prostu przestaną łapać się do Ekstraligi U24 ze względu na wiek, dlatego zamierzamy w trybie ciągłym obserwować rynek młodych, a nawet bardzo młodych żużlowców, zwłaszcza tych, którzy są dla nas niewidoczni z poziomu rozgrywek w Polsce. Zależy nam na zawodnikach ze sporym potencjałem, którzy całą swoją profesjonalną karierę mają dopiero przed sobą. Chcemy dawać szanse utalentowanym i dobrze zapowiadającym się adeptom, którzy wydają się zdeterminowani, żeby zachodzić jak najdalej. Jeżeli kogoś wypatrzymy, to będziemy starali się namówić go na współpracę, która miałaby przynosić obopólne korzyści – informuje Krużyński.
– Oczywiście w tym wszystkim zamierzamy również dawać szanse naszym krajowym juniorom, którzy kończą okres szkolenia w szkółkach i znajdując się u progu wielkiego żużla, potrzebują regularnych startów, żeby iść naprzód. Takie zawody to dla nich idealna okazja, aby rosnąć w siłę i zbierać doświadczenie. Wierzę, że dzięki tym rozgrywkom prędzej czy później wychowamy zawodników, którzy zaczną wchodzić na coraz wyższy poziom i będą mogli z powodzeniem ścigać się w ekstralidze. Chcielibyśmy znaleźć następców naszych najlepszych wychowanków czy obcokrajowców, których kiedyś sprowadziliśmy do Torunia, a oni wielkimi literami zapisali się na kartach historii naszego klubu – kontynuuje nasz rozmówca.
– Na pewno nie wycofamy się z tego projektu. Śmiało mogę powiedzieć, że będzie on kontynuowany, a kluby nadal będą musiały kłaść nacisk na szkolenie. Reforma i założenia projektu Ekstraliga 3.0 są dopiero na początkowym etapie i potrzebują czasu. Po zakończeniu sezonu na pewno będziemy rozmawiać, czy potrzebne są jakieś usprawnienia lub modyfikacje, a wnioski płynące z tych dyskusji bez wątpienia będą miały przełożenie na kształt i funkcjonowanie tych rozgrywek w najbliższej przyszłości – zakończył Wojciech Stępniewski.