"Ugly Duck" zajął odległe 12 miejsce w tegorocznym Grand Prix i z pewnością nie zaliczy tego rok do udanych. Sam Duńczyk ma jednak nadzieję na otrzymanie od organizatorów stałej dzikiej karty na kolejny sezon. Bardzo żałuje odniesionych ostatnio kontuzji. - Tak naprawdę nie powinienem jechać już w Grand Prix Szwecji i Chorwacji po kontuzji palca. Pokazałem jednak, że jestem bardzo zdeterminowany, by wystąpić ponownie w przyszłym roku w cyklu. Wiem, że rok temu otrzymałem już dziką kartę, dlatego nie wiem jak będzie w tym sezonie. Niestety przez kontuzje nie mogłem pokazać w pełni swoich możliwości. Myślę, że miałem parę niezłych występów, ale te gorsze dołowały mnie psychicznie. Chcę dostać jeszcze jedną szansę i zoabczymy co z tego wyjdzie. Jestem pewien, że stać mnie na wiele, więcej niż pokazuję dotychczas. - mówi Andersen.
Szanse na otrzymanie przez Duńczyka stałej dzikiej karty nie są zbyt duże, gdyż lepiej od niego prezentowali się także trapieni kontuzjami Nicki Pedersen i Emil Sayfutdinov, zaledwie punktu brakowało do utrzmania Szwedowi Anderasowi Jonssonowi, a sezon życia miał Janusz Kołodziej. Pierwsza trójka dzikie karte ma niemal pewne, ale z "Koldim" sprawa jest bardziej skomplikowana. Możliwe, że działacze z BSI będą woleli dać szansę któremuś z Brytyjczyków.
W tym sezonie Hans Andersen reprezentował w Polsce barwy toruńskiego Unibaxu, z którym zdobył kolejny medal mistrzostw Polski, tym razem brązowy, lecz to właśnie on był jednym z tych, którzy najbardziej zawiedli.