- Tamten wypadek pamiętam bardzo dokładnie, ale nie przywołuje on żadnych fatalnych wspomnień, czarnych myśli czy dreszczy. Po prostu zdarzyło się... Stało się tak, jak nie powinno się stać... Cóż począć, ryzyko jest od zawsze wpisane w ten sport - przyznaje Cegielski.
Szef stowarzyszenia Metanol przyznaje, że emocje związane z powrotem na motocykl były ogromne. - Odkręciłem manetkę gazu i nagle poczułem w głowie, że poszło. Powróciły wszystkie dobre emocje, których mi przez tyle lat brakowało. Od wypadku czułem się jak człowiek, któremu zabrano prawo do realizowania życiowej pasji. Bardzo się cieszę, że znów mogłem to zrobić. Było po prostu zaje... Nie chciałem robić sensacji. Bałem się, że nie wyjdzie i będzie wielka klapa. Zresztą, chciałem zrobić to dla siebie, a nie dla mediów. Potrzebowałem tego, jak łyku świeżego powietrza.
Krzysztof Cegielski oczywiście nie był w stanie wyłamac motocykla, gdyż do tego potrzebne są sprawne w 100% nogi. Jazdy w "warunkach" swojego kolegi spróbował za to towarzyszący mu Janusz Kołodziej. - Nie potrafiłem wyłamać motocykla. - przyznał bezradnie"Koldi".
Zimą Cegielskiego czeka w Szwecji zabieg usunięcia metalowych śrub. Były zawodnik m.in. Atlasu Wrocław liczy, że wtedy poprawi się jego czucie w nogach. - Są ułożone w kształcie litery „H". To obce ciało, które na dodatek uciska korzonki nerwowe. Być może jak lekarze te śruby wyciągną, to poprawi się czucie. Nigdy nie będę się ścigał, bo to nie byłoby rozsądne, ale kolejne przejażdżki są jak najbardziej możliwe.
Przy całej tragedii Krzysztofa Cegielskiego nadal nie opuszcza poczucie humoru, a to chyba jest najważniejsze. - Jak dobrze przepracuję zimę, to może wskoczę do składu którejś z drużyn. Wszedł przepis o kalkulowanej średniej meczowej. Moja to zero, więc w każdym zespole byłoby dla mnie miejsce...