Jak zdradził Komarnicki, Duńczyk wcale nie potknął się o gałąź, kiedy został kontuzjowany na początku ubiegłego sezonu, tylko spadł z dachu domu, który budował za pieniądze gorzowskiej Stali (Andersen skasował pół miliona złotych za podpis).
- To jest traumatyczny przypadek. Słyszałem, że on nie potknął się o gałąź, ale spadł z dachu domu, który budował również za nasze pieniądze - mówi Komarnicki.
Honorowy prezes Stali przyznał także, że przez cały okres pracy w klubie, nigdy nie kombinował. - Kiedy przychodziłem do klubu, był on zadłużony na kilka milionów. Mogłem ogłosić bankructwo, pozbyć się zobowiązań i spokojnie zacząć zabawę od drugiej ligi. Większość klubów, nie tylko żużlowych, tak właśnie robi. W dodatku za przyzwoleniem związku, który pełni zwierzchnią rolę nad daną dyscypliną. Ja jednak nigdy nie byłem kombinatorem.