W całej sytuacji chodziło o opuszczenie stadionu przez mechaników dwóch poszkodowanych juniorów Włókniarza - Artura Czai oraz Huberta Łęgowika. - Nie robiliśmy rezerw taktycznych, bo jutro mamy też mecz w Bydgoszczy. Wystarczą nam dwie kontuzje z pierwszego wyścigu. Zadzwoniłem po pierwszym biegu, czy mechanicy Artura Czai i Huberta Łęgowika mogą spakować sprzęt i pojechać do szpitala. Nie jeździli, więc nie było żadnych pretensji odnośnie nieregulaminowych silników i tyle. Zadzwoniłem po pierwszym biegu do sędziego i poprosiłem, aby wyjechał nie tylko ciągnik, ale też polewaczka, żeby szczególnie krawężnik poprawiła. Poprawianie toru było, pakowania nie było - mówi Dymek.