Wielkimi krokami zbliża się moment, kiedy ponownie na torach w całej Polsce usłyszymy warkot żużlowych maszyn przy akompaniamencie ? mam nadzieję ? głośnego dopingu wszystkich spragnionych żużla fanów.
W przerwie zimowej, w związku z wprowadzeniem przepisu o Kalkulowanej Średniej Meczowej, w kadrach większości drużyn doszło do mniejszych bądź większych przetasowań. Kto więc „na papierze” wydaje się faworytem do końcowego triumfu, a kto będzie musiał się mocno sprężyć, aby utrzymać się w Enea Ekstralidze?
Ujednolicenie przepisów oraz uatrakcyjnienie rozgrywek – te cele przyświecały działaczom Ekstraligi Żużlowej i prezesowi PZM Andrzejowi Witkowskiemu przy budowie regulaminu na ten i następny sezon. Najważniejszą ze zmian z punktu widzenia kibica wydaje się wprowadzenie wspomnianego już KSM, którego dolny limit wynosi 33,00 punktu, a górny 40,00. Pociągnęło to za sobą liczne roszady personalne. Jak zmieniły one układ sił?
Przede wszystkim wygląda na to, że zbliżający się sezon powinien być niezwykle wyrównany. W zasadzie każdy, z wyjątkiem wrocławian, może walczyć o medale. I choć nie widzę żadnego żelaznego faworyta, to jednak moim zdaniem nieco przed szereg wychodzą „siódemki” Unibaxu, Falubazu oraz Włókniarza i to właśnie te zespoły moją „na papierze” odrobinę większe szanse na mistrzostwo od pozostałych drużyn.
Spójrzmy na torunian: przybycie – bądź co bądź kontrowersyjne – Tomasza Golloba stworzy tercet liderów, z których każdy jest w stanie „zrobić wynik” oscylujący w okolicach kompletu. A że kapitan naszej reprezentacji czuje się na Motoarenie jak ryba w wodzie, toteż nie powinien notować tak fatalnych wyników jak na torze w Gorzowie w minionym sezonie. Skład dopełni rodowity torunianin, czyli Adrian Miedziński, którego również stać nawet na 10 punktów w meczu, szczególnie u siebie. Ostatnim z seniorów będzie najpewniej sprowadzony z Gdańska Kamil Brzozowski. Na pozycji juniorów zobaczymy prawdopodobnie solidnego w Toruniu Emila Pulczyńskiego oraz Pawła Przedpełskiego, który mimo, że nie dostawał w zeszłym sezonie wielu szans ma już „na rozkładzie” biegowe zwycięstwo z Januszem Kołodziejem. Problemem Unibaxu może być jednak atmosfera - tak w zespole, jak i na trybunach. Wiadomo, jak napięta jest sytuacja na linii zarząd – kibice, którzy nie identyfikują się z nazwą klubu. Dodatkowo te kiepskie relacje spotęgowało zakontraktowanie Golloba, rodowitego bydgoszczanina, co delikatnie mówiąc nie spotkało się z dobrym przyjęciem przez najzagorzalszych fanów. Głośno było także o sporze Unibaxu z Miedzińskim, Wardem i Sullivanem w kwestii finansowej. Klub domagał się od swoich zawodników pieniędzy za niższe pozycje na liście średniej biegopunktowej w porównaniu do ubiegłego sezonu, co spotkało się z sprzeciwem żużlowców. Całą sprawę udało się załatwić, niemniej jednak łatwo sobie wyobrazić, jak musiała się poczuć wymieniona trójka. Z kolei niedawno dotarła do Polski informacja o rzekomych problemach z prawem młodego „Kangura”, który to w Australii miał uciekać przed policyjnym patrolem, będąc jednocześnie pod wpływem alkoholu i środków odurzających. To nie pierwszy przypadek, kiedy Darcy Ward zachowuje się nieodpowiedzialnie. Nie wiadomo również, jak zniesie rolę zawodnika rezerwowego. Sądzę jednak, że mimo wszystkich tych problemów Unibax będzie się liczył w walce o „majstra”.
W Zielonej Górze, aby sprowadzić Jarosława Hampela pożegnano się z Rune Holtą oraz oddano do Bydgoszczy rewelacyjnego w minionym sezonie Aleksadra Łoktajewa. Tym samem kosztem słabszej niż w 2012 roku drugiej linii stworzono podobnie jak w Toruniu trójkę liderów: Piotr Protasiewicza, Andreasa Jonssona i Hampela. Uzupełnienie dla tej trójki stanowić będą Jonas Davidsson, Krzysztof Jabłoński oraz ewentualnie Kamil Adamczewski. W odwodzie pozostaje także ściągnięty z Rybnika 19-letni Duńczyk Mikkel B. Jensen, który będzie alternatywą na wypadek kontuzji kogoś z „wielkiej trójki”. Czwartym ważnym ogniwem, a może nawet najcenniejszym powinien okazać się Patryk Dudek, legitymujący się najwyższym KSM spośród ekstraligowych juniorów. Oby tylko po kontuzji, przez którą musiał przedwcześnie zakończyć sezon wrócił w takim stylu, jaki prezentował przed tym urazem. Jedynym problemem zielonogórzan pozostaje Jonas Davidsson. Nikt w lubuskim klubie nie spodziewał się aż tak fatalnej dyspozycji Szweda, jaką zaprezentował w 2012 roku. Średnia poniżej punktu na bieg jest niegodna zawodnika, który ma za sobą starty z dziką kartą w GP. Dzięki niskiemu KSM pozostał jednak w kadrze Falubazu, dostając zapewne ostatnią szansą na rehabilitację i udowodnienie swojej wartości. Jeśli 28-latek zanotuje znaczący progres w porównaniu do minionego sezonu, to strefa medalowa nie powinna być dla zielonogórzan problemem.
Wygląda na to, że ku lepszemu zmierza sytuacja w Częstochowie. Po pozyskaniu sponsora strategicznego – firmy KJG Company oraz otrzymaniu jeszcze we wrześniu zapewnień od Grigorija Łaguty oraz Rafała Szombierskiego o chęci dalszych startów w biało-zielonych barwach przystąpiono do kompletowania, a w zasadzie przemeblowania kadry. Klub podziękował za współpracę Grzegorzowi Zengocie oraz Danielowi Nermarkowi, sprowadzając Emila Sajfutdinowa, Michaela Jepsena Jensena, Adama Strzelca oraz Rune Holtę. Dla tego ostatniego będzie to powrót po 3 latach pod Jasną Górę. Właśnie sezon 2010 był ostatnim, który można uznać za udany dla popularnego Ryśka. Pewnie on sam ma nadzieję, że tu, gdzie spędził największą i najbardziej udaną część swojej kariery, dane mu będzie się odbudować. A jego dobra postawa jest niezbędna do walki Lwów o podium. Do niewątpliwej gwiazdy ekipy, Griszy Łaguty, dołączył jego rodak Sajfutdinow oraz rewelacja roku, mistrz świata juniorów M. J. Jensen, a więc i w tym przypadku możemy mówić o kolejnej „wielkiej trójce”. Piątym zawodnikiem zostanie zapewne Rafał Szombierski. Wychowanek rybnickich Rekinów stracił pierwszą część ubiegłego roku. Na torze regularnie pojawiał się w późniejszej fazie rozgrywek, zyskując w oczach kibiców przede wszystkim szalenie ambitną postawą w najważniejszym, zwycięskim spotkaniu z leszczyńskimi Bykami. W tym sezonie ma być wespół z Holtą solidnym jeźdźcem drugiego planu. Całość uzupełniają solidni juniorzy, za jakich w nadchodzącym sezonie powinni uchodzić Adam Strzelec i Artur Czaja. Pierwszym rezerwowym będzie natomiast Mirosław Jabłoński. Wydaje mi się, że przed częstochowianami rysują się bardzo ciekawe perspektywy, włącznie z walką o tytuł mistrza kraju, co zresztą w wywiadach głośno podkreśla Emil. Obiektywnie ten zespół z całym przekonaniem stać na to. Jednego fani spod Jasnej Góry mogą być pewni – na Olsztyńskiej nie będzie wiało nudą za sprawą Griszy, Emila czy Szuminy, którzy to słyną z efektowego stylu jazdy. Dodatkowo tor w Częstochowie uchodzi za jeden z najlepiej przygotowanych i najbardziej nadający się do walki, co w połączeniu z takimi zawodnikami może zapewnić wiele kapitalnych biegów i spotkań.
Wymienienie tych trzech drużyn na samym początku i odrębnie od reszty nie oznacza, że do walki o medale nie wmiesza się nikt inny. Wprost przeciwnie! Unia Tarnów, Marma Rzeszów, Polonia Bydgoszcz, ale i Unia Leszno czy Stal Gorzów – każda z tych drużyn może napsuć sporo krwi „papierowym faworytom”.
W Tarnowie po niepokoju związanym z możliwością nieotrzymania licencji doszło tylko do dwóch, ale ważnych zmian, nie licząc powrotu członu „Unia” do nazwy zespołu. Po pierwsze do Bydgoszczy powędrował Greg Hancock. Odejście lidera zespołu i człowieka, który w znaczącym stopniu odpowiadał za atmosferę w drużynie z pewnością jest sporym osłabieniem. W jego miejsce z kolei z tejże Bydgoszczy trafił Artiom Łaguta, o którym Marek Cieślak mówi, że na długim i twardym tarnowskim torze młodszy brat Griszy powinien się odnaleźć i przywozić cenne punkty. Nie zmienia to faktu, że nie jest to żużlowiec kalibru Herbiego, co powinno się uwidocznić szczególnie na wyjazdach. Drugą ważną zmianą jest przejście z grona juniorów do seniorów Macieja Janowskiego. Osobiście uważam, że akurat Magic nie powinien mieć z tym problemów, nawet pomimo braku przy sobie swojego „guru” i mentora, jakim jest Greg Hancock. Jednak niczego nie można być pewnym, co widzieliśmy na przykładzie wielu innych juniorów kończących swoje starty w tej roli – ja sam natomiast życzę Maćkowi jak najlepiej. W tej sytuacji rola lidera przypadnie więc Januszowi Kołodziejowi. Wychowanek Jaskółek powinien bez problemu podołać tej roli. Silnym wsparciem dla niego będzie Martin Vaculik, o ile Słowak poradzi sobie z łączeniem ligi z cyklem GP. Startując w tychże zawodach jako rezerwowy pokazał, że jest w stanie robić to skutecznie, także w tej kwestii chyba nie ma problemu. O Łagucie i Janowskim słówko już padło, więc pora na Leona Madsena, który również w znaczący sposób, szczególnie w finale, przyczynił się do mistrzostwa dla tarnowian. Jeśli on utrzyma poziom, który zaprezentował, a progres zaliczy Kacper Gomólski, to bez względu na to, kto będzie partnerem Gingera na pozycji młodzieżowca Unia znów włączy się do walki o medale.
Na medal liczy również rywal zza miedzy, czyli Marma Rzeszów. Po perypetiach z Jasonem Crumpem, który to niespodziewanie zdecydował się zakończyć karierę, na Hetmańską trafił w jego miejsce najskuteczniejszy żużlowiec Enea Speedway Ekstraligi, Nicki Pedersen. Dla Powera będzie to powrót na Podkarpacie po 6 latach przerwy. Oczekiwania wobec niego są duże, jednak kto jak kto, ale Nicki powinien im sprostać. Z kolei po roku nieobecności szeregi rzeszowian zasilił Dawid Lampart. Obecny na prezentacji drużyny w centrum handlowym Millenium Hall powiedział: - Każdy popełnia błędy - odnosząc się do swojego pobytu u rywala z Tarnowa, za co otrzymał burzę braw. Dwa ostatnie nowe nazwiska w Rzeszowie to Jurica Pavlić i Dennis Andersson. Pierwszy z nich wydaje się być bardzo solidnym uzupełnieniem składu. Młody Chorwat, którego talent nie rozbłysnął na taką skalę, jak można było oczekiwać, swoją ambitną postawą i walecznością powinien sporo zyskać w oczach kibiców Marmy i dokładać ważne punkty, zarówno na własnym torze, jak i na wyjazdach. Natomiast Andersson przychodzi ewidentnie w roli zawodnika rezerwowego i motywatora do lepszej jazdy dla Jury. Na chwilę obecną mam wrażenie, że prezentuje poziom zbliżony do byłego już zawodnika Marmy, Joonasa Kylmaekorpiego, aczkolwiek na pewno ma znacznie większy potencjał, który w każdej chwili może eksplodować. Poza Finem i Crumpem w tym sezonie nie zobaczymy również Macieja Kuciapy. Na papierze więc wydaje się, że team z Podkarpacia ma obecnie mocniejszy skład, który przy utrzymaniu przez Grzegorza Walaska i Rafała Okoniewskiego dyspozycji z minionego sezonu oraz przy dalszym rozwoju utalentowanego Łukasza Sówki może sporo namieszać w lidze. Paradoksalnie jednak – pół-żartem, pół-serio – największy problem może stanowić… Nicki Pedersen. Przez wszystkie lata startów w Ekstralidze w barwach Falubazu Zielona Góra, Stali Rzeszów, Włókniarza Częstochowa, Stali Gorzów i Wybrzeża Gdańsk Duńczyk nie zdobył ani jednego złotego medalu DMP. Co więcej, może się zadowolić jedynie dwoma brązowymi krążkami. Mówiąc więc żartobliwie, przybycie do klubu znad Wisłoka Powera można odebrać jako złą wróżbę. Oprócz tego nie wiadomo, jak wyglądać będą relacje na linii Pedersen-Walasek. Zapewne każdy miał okazję zobaczyć wywiad z Gregiem, wówczas zawodnikiem bydgoskiej Polonii, który w niezbyt parlamentarnych słowach wyraził się o aktualnym wicemistrzu świata i o jego sposobie jazdy. Do tego czasu jednak obaj żużlowcy puścili zapewne te słowa w niepamięć. Daje to nadzieję, że rzeszowianie powalczą o coś więcej niż w ubiegłym sezonie, a potencjał z pewnością na to mają.
Z racji wymogu KSM znacząco zmieniła się kadra gorzowskiej Stali. Klub opuścili Tomasz Gollob, Matej Zagar, Michael Jepsen Jensen oraz niedostający szans Artur Mroczka. Zakontraktowano natomiast Daniela Nermarka, Tomasza Gapińskiego, Pawła Hliba, Adriana Gomólskiego, Łukasza Janowskiego i Linusa Sundstroema. Jednak największym wzmocnieniem wydaje się być powrót po ciężkiej kontuzji Bartosza Zmarzlika. Jeden z najzdolniejszych polskich juniorów z pewnością będzie bardzo głodny jazdy. Oby tylko gdzieś w głowie nie siedział mu ten fatalny upadek z DMŚJ, a znów dostarczy gorzowskim kibicom wiele powodów do radości. Po awansie do GP starty w cyklu z ligą będą musieli pogodzić Krzysztof Kasprzak i Niels Kristian Iversen. Obaj w ubiegłym sezonie okazali się być silnymi punktami Stali, co nie ulegnie zmianie i w obecnym roku. Największe wsparcie oprócz Zmarzlika powinni dostać od Nermarka. Doświadczony Szwed po dwóch dobrych sezonach pod Jasną Górą wraca do klubu, w którym stawiał swoje pierwsze kroki na polskich torach. Jeśli tylko szybko dostosuje się do specyficznego gorzowskiego toru stanie się z miejsca solidnie punktującym zawodnikiem. Również Tomasz Gapiński zdecydował się wrócić do Gorzowa po trzech latach przerwy. Zapewne zmotywowany, by zamazać nienajlepsze wrażenie, jakie pozostawił tu po sobie w 2010 roku. Skład domknie ktoś z trójki Paweł Hlib, Adrian Gomólski, Łukasz Jankowski. Wydaje się, że największe szans ma wychowanek Stali. Choćby dlatego, że część kibiców uda się na stadion po to, by zobaczyć jak po powrocie na „stare śmieci” da sobie radę popularny Hlipek. Rzecz w tym, czy on ma jeszcze szansę się odbudować? W Gorzowie stwierdzono, że warto mu zaufać. Skład, jakim dysponują wicemistrzowie Polski wydaje się słabszy niż przed rokiem, aczkolwiek wówczas także mało kto spodziewał się eksplozji formy Jensena czy kapitalnej jazdy pary Zagar-Iversen. Może w nadchodzącym sezonie zaskoczy Gapa z Nermarkiem, a swoje punkty będzie dorzucał Paweł Hlib czy Adrian Gomólski? Szalenie ciężko będzie powtórzyć sukces z ubiegłego roku. Sam nie dawałbym na to gorzowianom większych szans. Mimo „papierowo” słabszej siódemki, plusem jest szeroka kadra, co pociąga za sobą rywalizację o miejsce w podstawowym składzie. Choćby na pozycję seniora z KSM 2,50 kandydatów jest aż trzech (Hlib, Jankowski, Gomólski), a wyraźnego faworyta brak. W odwodzie pozostaje również obiecujący Szwed, Linus Sundstroem, najpewniej jako alternatywa dla Tomka Gapińskiego. A wiadomo jak ważnym jest posiadanie wyrównanej i szerokiej kadry, szczególnie w sporcie tak kontuzjogennym jak żużel.
W Bydgoszczy także doszło do sporych roszad personalnych. Odszedł ten, który miał zostać symbolem Polonii XXI wieku, czyli Emil Sajfutdinow. Z miejsca nowym liderem mianowano Grega Hancocka. Amerykanin nie jest aż tak widowiskowym zawodnikiem jak Emil, ale równie skutecznym, więc pod względem wyniku zmiana ta wyjdzie zapewne na zero. W dalszym ciągu dla Gryfów ścigać się będą nad wyraz dobrzy rok temu juniorzy: Mikołaj Curyło oraz Szymon Woźniak, a także Krzysztof Buczkowski, na którego barkach będzie spoczywać jeszcze większa odpowiedzialność i wracający po kontuzji Robert Kościecha. Jeśli nie będzie jeździł w kratkę jak to ma w zwyczaju i ustabilizuje formę, to ponownie zostanie ważnym ogniwem zespołu. Ciekawym posunięciem było zakontraktowanie Hansa Andersena. Były już uczestnik cyklu GP po – mówiąc wprost – tragicznych występach w Gorzowie, przed poprzednim sezonem podjął decyzję o przenosinach do pierwszej ligi - do klubu z Grudziądza. Tam z każdym kolejnym występem prezentował się coraz lepiej, choć wciąż daleko mu było do szczytu swoich umiejętności. Średnia 1,831 osiągnięta na zapleczu Ekstraligi nie powala na kolana, lecz mimo to w Bydgoszczy zdecydowano się skorzystać z usług Duńczyka. Podejrzewam, że na podobną średnią w jego wykonaniu liczą wszyscy w Bydgoszczy, jednak ja sam szczerze wątpię, iż Hansior osiągnie podobny wynik na wyższym szczeblu rozgrywkowym. Wymienioną czwórkę uzupełni Aleksandr Łoktajew – 19-latek, który poczynił ogromne postępy, szybko stając się jednym z ulubieńców kibiców w Zielonej Górze dzięki swojej efektownej i skutecznej jeździe. Podobnie powinno być na Kujawach. Ma „papiery na jazdę” i stale się rozwija, więc ten sezon nie będzie gorszy od poprzedniego. Skład wygląda więc solidnie, wbrew opiniom skazującym bydgoszczan w najlepszym razie na środek tabeli. Kłopotem jest natomiast brak rezerwowych, gdzie widnieje jedynie nazwisko Mateusza Szczepaniaka oraz nieopierzonych juniorów. O medale może być więc ciężko, jednak sport bywa nieprzewidywalny, więc nie skreślajmy Gryfów zbyt pochopnie.
Odejście z każdej drużyny zawodnika pokroju Jarosława Hampela należy traktować w kategoriach olbrzymiego osłabienia. Jednak Unia znaczną część sezonu zmuszona była radzić sobie bez swojego lidera i w składzie opartym w głównej mierze na młodzieżowcach zakończyła sezon o włos od fazy play off. Poza Jarkiem z klubu odeszli związani z Lesznem od 2007 roku Jurica Pavlić i Troy Batchelor. Szeregi Byków zasilili z kolei Kenneth Bjerre, Fredrik Lindgren i Grzegorz Zengota. Każdy z nich to swego rodzaju zagadka – tak samo może zaskoczyć świetną jazdą, jak i prezentować się znacznie poniżej oczekiwań. Szczególnie niewiadomą pozostaje dyspozycja Bjerre, zważając na jego długi rozbrat ze sportem. Wyraźnym liderem z wymienionej trójki raczej nikt nie będzie. Wydaje mi się, że każdego z nich stać na średnią maksymalnie w granicach 1,8-1,9 punktu na bieg. Podobnie sprawa wygląda z Przemysławem Pawlickim i Damianem Balińskim. Brakuje więc jednego lidera, natomiast pod numerami 1-5 mamy solidnych, bardzo równych zawodników. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest to najrówniejsza piątka w lidze. Także dwójkę juniorów można uznać za najlepszą w Ekstralidze. Tak Piotr Pawlicki, jak i Tobiasz Musielak z powodzeniem mogą zastępować kolegów w razie ich gorszej dyspozycji, co miało już miejsce w minionym sezonie. Biorąc pod uwagę to, że leszczyńskie Byki bez Jarka radziły sobie na tyle dobrze, że otarli się o play offy, jego brak może nie być aż tak bardzo odczuwalny jak się wydaje. Tym bardziej, że drużynę wzmocnili Bjerre i Lindgren. Przy odrobinie szczęścia (wiadomo jaki pech prześladował leszczynian w ubiegłym sezonie) play-offy wydają się w miarę realnym celem.
Wydaje się, że w Gnieźnie i Wrocławiu muszą liczyć się ze spadkiem. Barwy beniaminka nadal reprezentować będą jego lider z pierwszej ligi, Antonio Lindbaeck oraz Bjarne Pedersen. Z Gorzowa przybył Matej Zagar, który zapewne przejmie od Toninho pałeczkę lidera. Pewniakiem do pierwszego składu będą również Piotr Świderski i Sebastian Ułamek, sprowadzony z Wrocławia. O miejsce w drużynie rywalizować będzie także Davey Watt, a szeroką kadrę uzupełniają Adam Shields, Damian Adamczak i Maciej Fajfer. O ile lider wydaje się być wykrystalizowany, o tyle ciężko spodziewać się rewelacyjnych wyników po pozostałych zawodnikach. Ułamek z sezonu na sezon notuje mały regres, dla Świderskiego miniony rok zakończył się podwójną klapą: on sam notował fatalne występy, a jego Wybrzeże z hukiem zleciało z ligi, Lindbaeck podczas dotychczasowych występów w elicie niczym nie zachwycał, a Pedersen stał się ewidentnie królem pierwszej ligi, czego nie potrafi przełożyć na Ekstraligę. Także od juniorów ciężko wymagać cudów.
Dość podobnie wygląda sytuacja we Wrocławiu. Lider jest w postaci mistrza kraju, Tomasza Jędrzejaka. To właśnie w dużej mierze jemu podopieczni Piotra Barona zawdzięczają utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Odejście Sebastiana Ułamka, Fredrika Lindgrena i Dennisa Anderssona to duża strata dla takiego klubu. Czy Troy Batchelor, Zbigniew Suchecki i Peter Ljung są w stanie ich zastąpić? Raczej te zmiany wyszły wrocławianom „in minus”. Ljung podobnie jak Bjarne Pedersen jest świetny, ale na szczeblu niżej, Zbigniew Suchecki wykręcił w Gdańsku średnią 1,348 na bieg, co chyba w pełni oddaje jego potencjał i na więcej nie ma co liczyć. Jedynie Australijczyk wydaje się dość solidnym wzmocnieniem. Ale jeden lider plus dwóch solidnych riderów (Woffinden, Batchelor), to jednak za mało na uratowanie się przed degradacją. Także juniorzy raczej nie będą mocną stroną żółto-czerwonych.
Moim zdaniem tabela po rundzie zasadniczej będzie wyglądać mniej więcej tak, jak poniżej. Zaznaczam, że jest ona subiektywna (zatem każdy może mieć inne typy), ale też z dużą domieszką obiektywizmu – w końcu powstała ona na podstawie racjonalnych przesłanek.
1. Falubaz Zielona Góra
2. Unibax Toruń
3. Włókniarz Częstochowa
4. Unia Tarnów
5. Marma Rzeszów
6. Unia Leszno
7. Polonia Bydgoszcz
8. Stal Gorzów
9. Start Gniezno
10. Betard Wrocław
Mateusz Opioła (za: inf. własna, wyniki)