Jak to powiedział legendarny trener FC Liverpoolu Bill Shankly: "Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz." Taką samą logikę prezentują niektórzy kibice beniaminka Speedway Ekstraligi - Lechma Startu Gniezno. Przypomnijmy, że drużyna legitymuje się bilansem czterech porażek i jednej wygranej.
Na początku chciałbym podkreślić, że mój artykuł nie odnosi się do całości, lecz do jednostek, które występowały, występują i występować będę w sportowych rodzinach na całym świecie. Jeśli ktoś poczuje się urażony - z góry przepraszam.
"Są trzy kategorie kibiców: pikniki, ultrasi i hoolsi. Wszystko zaczyna się od piknika, tata prowadzi na mecz i sadza w sektorze rodzinnym. Cisza,spokój,kultura. W tych sprawach wszystko zaczyna się od ojca. Chłopiec wkręca się, dorasta, w końcu opuszcza sektor rodzinny. Zakłada barwy klubowe i staje się ultrasem. Już nie przychodzi na stadion by oglądać mecz, teraz zarzuca doping i pomaga drużynie wygrać" tym przydługim wstępem zaczyna się film pt "Skrzydlate Świnie". Jakże prawdziwe są to słowa, wie tylko ten, komu dobro klubu leży na sercu.
Ale nie o filmie będę pisał. Jestem fanem Startu od 2001 roku, od pewnego czasu działam bliżej klubu. Podobnie jak każdy zespół w Polsce, czy to żużlowy, czy piłkarski, czy siatkarski drużyna Startu miewa wzloty i upadki. Ponad rok temu po raz pierwszy za swego życia doświadczyłem cudownej rzeczy: drużyna awansowała do Speedway Ekstraligi. W tym momencie wszyscy kibice radowali się, żeby nie powiedzieć doznawali ekstazy radości. Trener Lech Kędziora noszony był na rękach, a wraz z nim m.in Antonio Lindbaeck, czy Bjarne Pedersen. Zaczęto snuć plany podboju najwyższej klasy rozgrywkowej. Ba, niektórzy liczyli, że skład, który włodarze "zdobędą" pozwoli na coś więcej niż walka o utrzymanie.
Po usłyszeniu nazwisk: Ułamek, Zagar, Świderski, Watt, Adamczak niektórym kibicom już przestało się podobać, to co widzą na papierze. Na treningach mało kto był, a słuchów co do zmiany poszczególnych zawodników było coraz więcej. Oczywiście pierwsze "gromy" zawisły nad trenerem, o to, że przygotowuje tor pod siebie. Co to za zarzut wgl? Dowieziono nawierzchni, a i tak było niektórym mało. Mogli przecież dowieźć "sto" razy więcej.
Po pierwszym meczu z Falubazem Zieloną Górą główym "podejrzanym" został Piotr Świderski. Drużyna przegrała 30:60 ale to jeden "Świder" zawalił mecz? Raczej nie. Kolejne spotkanie wygrane zresztą z Betardem Spartą Wrocław, również nie zadowoliło kibiców. Jak sam trener na pomeczowej konferencji powiedział: "zastąpiłem Piotrka, w końcu sami się tego domagaliście". Tym razem jednak nie oberwało się Damianowi Adamczakowi, bo wręcz "gryzł" tor, ale wygrana 49:41 była niewystarczająca dla niektórych. Winnym kolejnej porażki, tym razem w Lesznie okrzyknięty został kapitan - Bjarne Pedersen, oraz Sebastian Ułamek. Jednakże po raz kolejny największym "cwelem", "idiotą", "kretynem" był nie kto inny jak Pan Lech Kędziora. Za co? Wystawił Ułamka w 14 biegu, który wcześniej zdobył 3 punkty. Dlaczego? Bo nie miał kogo innego. Po trzecim przegranym meczu - z PGE Marmą Rzeszów winnych było trzech: Kędziora, Pedersen i Świderski. To nic, że drużyna była tego dnia najzwyczajniej w świecie słabsza. Na forach i stadionie trzeba było wyzywać wszystkich od "złodziejów". Jednak serce kibiców jest wielkie, tak samo jak i wiara, to też udali się do Gorzowa. Winnych porażki 48:42 (co dla mnie jest dobrym wynikiem, choć na przestrzeni meczu czerwono-czarni powinni to wygrać) było znowu trzech: Kędziora, Lindbaeck, Ułamek. Tym razem wyzwisk, wszelkiego rodzaju aktów agresji było jeszcze więcej. Na tyle, że trener postanowił "dla dobra drużyny" poddać się do dyspozycji zarządu, co w praktyce oznacza dymisje. Po tym meczu w pamięci zapadł mi jeden wpis na portalu społecznościowym, który można nazwać "parodią" przyśpiewki: "w starym grodzie lecha juz wiezyczki legly dwie, zostala druzyna co sie stara k***a zwie... Napisał to ktoś, kto mienił się kibicem Startu od 17 lat.
W Gnieźnie jest moda na: klub wygrywa = kocham go z całego serca, jeżdżę na wyjazdy, chodzę na mecze w Gnieźnie. Przegrywa = bluzgam z błotem, zniechęcam wszystkich do wyjazdów, nie przychodze na mecze przy W25. Wbrew pozorom jest to błędne koło. Mniejsza frekwencja oznacza mniejszy budżet, co oznacza czysto teoretycznie gorszych zawodników.
Nie będę pisał o innych miastach, więc powiem tak: w moim mieście od dawna jest tendencja do tego, aby szukać winnego. Czy to trener, czy zawodnik, niewazne. Winny ma być i tyle. Niektórzy zapomnieli już, że to zlinczowany po Gorzowie Lindbaeck i okrzyknięty wrogiem po meczu z Rzeszowem Pedersen wprowadzili tą drużynę do Ekstraligi. Zapomnieli również o Lechu Kędziorze, który wykonał dużą pracę w Starcie, przez wiele lat, tylko po to, aby dowiedzieć się w tym roku co o nim niektórzy myślą. Oczywiście nie mówie o wszystkich. Jest grupa kibiców, na czele z Start Gniezno Internet F@ns, która nie patrzy na wynik, i tak dałaby się "pokroić" za drużynę i chwała im za to. Na szczęście więcej jest prawdziwych kibiców, niż tych, którzy "plują" na klub. Najgorsze jest to, że mało kto wierzy już w utrzymanie (mamy 6 maja), co odczuwają sami zawodnicy. Po 5 kolejkach oberwało się w drużynie wszystkim. Prezesowi, który wykonuje fantastyczną robotę, nie śpi po nocach, rzecznikowi prasowemu i zarządowi. Niedługo może i mi się oberwie, bo mam czelność wyrażania swojego własnego zdania? Czekam na lincz...