Po tym, jak KMŻ Lublin przegrał niedzielny mecz z Lokomotivem Daugavpils i z hukiem spadł do II ligi, w Lublinie przystąpiono do analizy przyczyn słabej postawy "Koziołków" w minionym sezonie. Głos w tej sprawie zabrał także trener lubelskiej ekipy Marian Wardzała.
Nie jest tajemnicą, że po odejściu głównego sponsora czyli kopalni Bogdanka, klub znad Bystrzycy stanął w obliczu poważnych problemów finansowych. Zdaniem lubelskiego szkoleniowca, właśnie brak stabilności w budżecie przełożył się na kiepski wynik sportowy. Niestety, nie udało się znaleźć kogoś, kto by tę dziurę zasypał. Już wtedy było wiadomo i było czuć, że ten sezon może się dla nas skończyć źle - powiedział Marian Wardzała na łamach Kuriera Lubelskiego. Koniec końców działacze postanowili zgłosić drużynę do rozgrywek, rezygnując z wynagrodzenia za pracę w klubie na rzecz jego utrzymania. Mówiłem już o tym, ale powtórzę raz jeszcze, że mimo wszystko jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy podjęli próbę ratowania sytuacji - podkreśla.
Bezsprzecznie najsłabszym punktem lubelskiej ekipy w sezonie 2014 była formacja juniorska. Wychowany na lubelskim torze Oskar Bober postawił na jazdę w klubie z Grudziądza, a sprowadzeni z Tarnowa Arkadiusz Madej i Damian Dąbrowski punktowali jedynie sporadycznie, z reguły przyjeżdżając za plecami przeciwników. Jak twierdzi trener Wardzała, ta kwestia została nieco zaniedbana przez włodarzy klubu: Niestety, ale kompletując skład w klubie skupiono się na seniorach, a zapomniano o juniorach. Mało brakowało a zostalibyśmy z niczym. Arek Madej był już jedną nogą w Łodzi. Udało mi się go przekonać żeby jednak został u nas, bo w Orle będzie miał sporą konkurencję. Zatrzymałem go na siłę. Były trener i zawodnik Unii Tarnów nie ukrywa rozczarowania wynikami Madeja - Myślałem, że ten chłopak będzie sobie w tym sezonie radził lepiej, ale było inaczej.
Szkoleniowiec "Koziołków" unika na razie rozmów o jego przyszłości w klubie, ale podkreśla, że mimo sportowej porażki kontakty zarówno z działaczami, jak i z kibicami układają się dobrze - Widzę zrozumienie kibiców wobec obecnej sytuacji, nie ma z ich strony wyzwisk pod moim adresem. Ale trudno przewidzieć jak to wszystko się potoczy. Nie mówię nie, ale nie deklaruję też, że zostanę. - kończy.