Enea Ekstraliga nadal stoi na stanowisku, iż zamknięcie rozgrywek nie spowoduje ich uzdrowienia, a doprowadzi do niepotrzebnych precedensów i konieczności zmian regulaminowych, których nikt w polskim żużlu już nie chce. W obliczu aktualnej sytuacji i pozbawienia licencji CKM Włókniarz SA i GKS Wybrzeże Gdańsk SA, należy jasno podkreślić, że sprawdza się model 8 drużyn w Enea Ekstralidze.
Niedawno wielu dziennikarzy chciało utrzymania 10-zespołowych rozgrywek, a dziś bardzo dobrze widać, że taki system nie miałby sensu i tak naprawdę nie mógłby się opłacić.
Przypomnijmy, że procedura licencyjna zawiera konkurs dla uzupełnienia składu najwyższej klasy rozgrywkowej jako ostateczność. W tym sezonie akurat tak się ułożyło, że Orzeł Łódź nie ma możliwości ubiegania się o licencję na własnym stadionie (co wcale nie oznacza, że nie mógłby rywalizować w innym mieście!), ale przecież prezes Witold Skrzydlewski zapowiada walkę o awans i występy na nowym łódzkim obiekcie w 2017 roku.
Zamykanie ligi powodowałoby przewrócenie do góry nogami regulaminu licencyjnego. Dziś trudno przewidzieć co by się miało stać, gdyby – na przykład – 10 drużyn spełniało wymogi regulaminowe, chciało występować w Enea Ekstralidze i należałoby je selekcjonować. Komu odmawiać w takiej sytuacji udziału w rozgrywkach? Jakie stosować kryterium, by nie mówiono o sławetnym „zielonym stoliku”? Chyba nie kryterium finansowe – „masz największy budżet, jesteś w elicie”?! Takie podejście ponownie skończyłoby się problemami z wypłacalnością klubów.
Wbrew powszechnym opiniom, nie jest tak źle z wolą występowania w Enea Ekstralidze 2015. Zainteresowanie najwyższą klasą rozgrywkową wyraża nie tylko GKM Grudziądz, ale także kluby z Rybnika i Ostrowa.
Sezon 2014 pokazał, iż należy pomyśleć nad rezygnacją z meczów barażowych o awans do Enea Ekstraligi. Przy 8 zespołach ostatni po rozgrywkach 2015 roku mógłby spadać do Nice PLŻ, a tam nigdy nie powinno zabraknąć potencjału, aby wygenerować zastępcę. Taka rotacja „jeden do jednego” odpowiada poziomowi sportowemu i finansowemu polskiego żużla.
Podkreślić należy, że tzw. psucie Ekstraligi – to nie efekt tego, że są w niej spadki i awanse, lecz wydawania przez kluby pieniędzy na zawodników i to bez jakiegokolwiek umiaru. Nie zapominajmy również, że rewolucjonizowanie systemu, czyli brak spadków i awansów to jedno, a istniejące i przyszłe umowy biznesowe oraz kontrakty telewizyjne, to drugie. W tych ostatnich są przecież uregulowania dotyczące, na przykład, liczby drużyn i meczów w sezonie.
Kolejne „nie” dla zamykania rozgrywek wynika z tradycji. W Polsce jednak jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych rzeczy, a ligowa walka o utrzymanie i awans – to na pewno część historii naszego speedwaya. Jakie bodźce byłyby do jazdy w Nice PLŻ przy zamknięciu Enea Ekstraligi?
Odbudowuje się żużel w Rybniku, widać też, że Start Gniezno wychodzi na prostą, mamy kluby z potencjałem w Łodzi, Ostrowie i Bydgoszczy, a także funkcjonujący już system licencyjny i jasne kryteria sportowe awansu do Enea Ekstraligi. Dajmy szanse nowym prezesom klubów, nauczonym przykładami z Gdańska i Częstochowy jak nie prowadzić polityki finansowej, aby się wykazali.
Przypomnijmy, że “niby” żużel ciągle chyli się ku upadkowi w Polsce, ale nadal trwa. Kiedy nie było portali internetowych, a dość opiniotwórczo oddziaływała na kibiców prasa drukowana, mniej więcej od 2000 roku, ciągle zamieszczano tam polemiki i dyskusje o tym jak ratować i uzdrawiać żużel (przodował w tym jeden z tygodników). W Polsce grożono upadkiem żużla, straszono kibiców, że za rok czy dwa będziemy mieli system ligowy znany z Czech lub Niemiec. Przez minione 14 lat żużel w Polsce nie upadł. Nie upadnie też teraz i nie należy wywoływać niepotrzebnej psychozy.
Przemysław Szymkowiak
PR Enea Ekstraliga