Niekwestionowanym liderem całej rzeszy juniorów w Polsce jest Bartosz Zmarzlik, który notuje świetne wyniki nie tylko w zawodach młodzieżowych, ale także, a może przede wszystkim pokonuje świetnych seniorów. Zwycięstwo w Grand Prix w Gorzowie w 2014 roku uczyniło go najmłodszym zwycięzcą turnieju, a drugie miejsce podczas tegorocznego finału indywidualnych Mistrzostw Polski potwierdziło, że jest to zawodnik, który bardzo mocno zaznacza swoją chęć zaistnienia w elicie seniorskiej. Bo jeżeli chodzi o tę elitę juniorską, to już jest na jej szczycie. Zdobył dwa tytuły Mistrza Świata, stał na najwyższym stopniu podium Mistrzostw Europy. Jednak młody Zmarzlik za rok przejdzie z wieku juniorskiego na seniorski i trzeba zadać sobie pytanie, czy polski żużel ma następców Bartka Zmarzlika? Tak samo dobrze wyszkolonych i nastawionych na sukces?
Tutaj nie można nie zaznaczyć obecności Maksyma Drabika, który przebojem wchodzi do zawodowego żużla i szybko stał się postrachem wielu juniorów w polskiej lidze. Maksym ma przy sobie tatę, który o żużlu wie wszystko. To on jest dla niego wsparciem i jestem pewna, że młody Drabik osiągnie wielki sukces na arenie polskiej i międzynarodowej. Maksym Drabik swoją szansę otrzymał od Betard Sparty Wrocław i wykorzystują ją świetnie. Notuje bardzo dobre wyniki, w każdym meczu uzupełnia konto swojej drużyny o kilka znaczących punktów. Klub z Ekstraligi, który szkoli świetnego zawodnika to właściwie nic dziwnego, ale kiedy dochodzi do sytuacji, że ten zawodnik nie jest wychowankiem klubu, w którym jeździ jako junior to chyba trzeba zadać sobie pytania czy kluby chcą szkolić swoją młodzież, żeby mieć z niej pożytek?
Jednak szkolenie to nie wszystko. Najważniejsze wydają się mimo wszystko pieniądze. A tych w juniorskim żużlu brakuje. Jesteśmy świadkami sytuacji, do której nikt nie chciał dopuścić. Młodzi zawodnicy przestają jeździć na żużlu, bo ich po prostu na to nie stać. A kluby, które powinny szkolić jak największą liczbę adeptów czarnego sportu, ograniczają się tylko do kilku zawodników, z których najczęściej wyrastają świetni jeźdźcy. Oczywiście, selekcja musi się odbywać, bo kluby nie są w stanie utrzymać wszystkich zawodników. Ale tak jak wspomniałam wcześniej, to nie powinna być selekcja spośród juniorów z całej Polski, ale tylko tych swoich, bo wydaje mi się, że chętnych do uprawianie tego sportu w każdym żużlowym mieście jest mnóstwo. Rozumiem, że nie wszyscy się nadają, ale tu nasuwa się kwestia – lepiej płacić duże pieniądze za obcego juniora czy wyszkolić za te pieniądze dwóch albo trzech swoich, takich z których można mieć pożytek, takich, którzy będą za tę pomoc wdzięczni i nie przyjadą na zawody tylko na dwie godziny?
To kwestia sporna i chyba nikt nigdy jej nie rozwiąże. Problem polega na tym, że nikt nie jest w stanie pomóc klubom. Może warto się zastanowić nad rozwiązaniem tego w sposób konkretny. Jeżeli mamy tak dużo zawodów ligowych i Grand Prix oraz oczywiście turniejów młodzieżowych, to może lepiej przestać organizować turnieje towarzyskie i przeznaczyć te pieniądze na stworzenie dobrych ośrodków szkolenia młodzieży przy klubach. Tych z Ekstraligi oraz tych z Nice PLŻ. Bo za kilka lat może okazać się, że nie będziemy mięli reprezentacji tak dobrej jak dzisiaj. Tylko wtedy może być już za późno na ratowanie juniorskiego żużla w Polsce.