Wczoraj Robert Dowhan spotkał się z pracownikami Zielonogórskiego klubu.
- Na spotkaniu przedstawiono bieżącą sytuacje finansową, która na chwilę obecną nie jest za ciekawa, oraz kilka wariantów wyjścia z kryzysu. Na bok idą dywagacje dotyczące kto będzie jeździć w Falubazie, kto będzie trenerem. Są na planie dalszym. Najważniejsze jest uzyskanie licencji, a przy minusowych dochodach to graniczy z cudem. Wszystkie siły będą skupione na tym, aby pokryć zadłużenie, w jakiej formie to się okaże. Teraz będzie pokazana siła przyjaźni pomocy klubowi przez różne środowiska, jeżeli przez tyle lat cieszyliśmy się dobrymi wynikami finansowymi i sportowymi i przyszedł kryzys, złe dni. Jeżeli ktoś jest odpowiedzialny za klub, jeżeli ktoś wiąże z tym klubem nadzieje, ktoś jest kibicem, ale czuje moc, aby cokolwiek pomoc to się o tym przekonamy. Jeżeli nie zostaną uregulowane należności, to nie ma znaczenia, czy znam się z prezesem Ekstraligi, czy prezesem Polskiego Związku Motorowego. Tutaj w grę wchodzą cyfry. To tak jak z matematyką, której nie da się oszukać i z podatkami, które trzeba regulować. Nie ma żadnych możliwości, aby cokolwiek zrobić. Jeżeli do końca października nic się nie zrobi, klub nie dostanie licencji. Zostanie zdegradowany. Przyczyny należy szukać dużo wcześniej, kiedy w 2013 roku, Toruń wyjechał z naszego obiektu. Pamiętny finał się nie odbył. Zaczęło to iść w drugą stronę, wtedy mieliśmy duży dług, niedofinansowanie, wynikające z finału. Do dzisiaj toczy się postępowanie sądowe. Odnośnie do tego finału. Pamiętamy, jak skończył się ubiegły rok. Jak wyglądała sytuacja na trybunach i sportowo. Teraz postawiliśmy wszystko na jedną kartę.