Pierwsi będą ostatnimi w mojej analizie. Mistrz, bezwzględny lider w tym roku i ekipa, która na złoto w pełni zasłużyła. Nie było przypadku, nie było poważnych kontuzji i z tego należy się cieszyć. Unia Leszno na tapetę!
U-N-I-A
U jak... uzupełnianie się wzajemne. W Lesznie w tym roku nie było słabego ogniwa. Każde było silne, a jeśli któreś miało gorszy dzień, to reszta uzupełniała luki punktowe wyśmienicie. Przed sezonem ogłoszeni słynnym i nielubianym sformułowaniem „dream team”, lecz jak się okazało, zupełnie słusznie. Co najważniejsze, „Byki” ominęły poważne kontuzje, choć przecież i tak mieli szeroki skład na tyle, by załatać nieobecność jakiegoś zawodnika. Trzon stworzony przez Nickiego Pedersena i Emila Sajfutdinowa był niezłomny i wybitnie dobry. Piotr Pawlicki w formacji juniorskiej to skarb, który niestety w kolejnym sezonie zniknie. Wynik młodzieżowy będą musieli ciągnąć inni zawodnicy, prawdopodobnie Bartosz Smektała, Dominik Kubera i być może Daniel Kaczmarek, o ile upora się ze swoimi problemami warsztatowymi i lesznianie będą go chcieli w drużynie. Drugi z braci Pawlickich, Przemysław, może nieco z gorszą średnią, ale na torze zostawiał serce i nigdy nie odpuszczał. Swój dom chyba znalazł też Grzegorz Zengota. Niechciany w Zielonej Górze, chwilowo w Częstochowie, trafił w końcu do Leszna i teraz, w kolejnym już sezonie w barwach „Byków”, czuł się tam doskonale. Nadziei, nawet w roli rezerwowego, raczej nie spełnił Thomas H Jonasson, a dużo lepiej Unia jechała, gdy w składzie był wychowanek Tobiasz Musielak. Przed kolejnym sezonem zmienić nie trzeba właściwie nic. Chyba, że faktycznie klub nie dogada się z braćmi, to jakaś roszada będzie. Podobno zwycięskiego składu się nie zmienia, choć wszyscy wiemy, jak to skończyło się w Gorzowie. Delikatny zastrzyk świeżej krwi zawsze jest wskazany.
N jak... Nicki Pedersen, który w końcu wygrał w polskim klubie złoto. Niesamowite, ale wcześniej zazwyczaj spuszczał swoją ekipę z Ekstraligi lub wykładał się z nią na ostatniej prostej. Przeszedł chyba też delikatną metamorfozę. Nadal jeździł ostro, ale chyba bardziej sportowo i zespołowo. Można by pewnie przytoczyć kilka wyścigów, kiedy się oglądał i wziął sobie do serca uwagi włodarzy z Leszna. Nabrał może trochę więcej pokory i przede wszystkim nie ignorował polskiej drużyny. Indywidualnie nie został mistrzem globu ani Europy, ale sezon na pewno może zaliczyć do udanych.
I jak... ikona polskiego żużla. Bo jak inaczej można nazwać klub, który w klasyfikacji medalowej jest na pierwszym miejscu i praktycznie w każdym sezonie święci mniejsze lub większe sukcesy. W sumie 29 medal DMP, z czego aż 14 złotych. Choć od roku 2005 żaden klub nie zdołał obronić tytułu, to wydaje się, że „Byki” mogą w końcu tę passę przełamać. Trudno prognozować już na tym etapie, bo zbroją się między innymi w Toruniu. Klub ten ma oczywiście znacznie więcej sukcesów, a same medale w DMP to tak naprawdę wierzchołek tej góry. Trudno byłoby je jednak teraz wymieniać. Wiadomo, wszędzie są wady, wszędzie są negatywne strony, ale skoro Unia Leszno zdobyła mistrza i nie zaszła w poważny sposób nikomu za skórę, to dlaczego nie pisać o niej teraz w superlatywach? Nie na darmo nazywana królową żużla.
A jak Adam Skórnicki, który tchnął w ten zespół bardzo pozytywną energię. Kto wie, czy właśnie nie on był głównym budowniczym tego tytułu? Jeszcze niedawno szalony, na torze z frędzlami przy kierownicy i kewlarze. Teraz, bardziej stonowany, przemawiający eksperckim głosem, zazwyczaj zachowujący zimną krew. Taki obraz możemy przynajmniej obserwować. Czasem może jeszcze brakuje odpowiednich decyzji w trakcie meczu, ale wszystko przecież przyjdzie z czasem. Skórnickiego tytuł kosztował włosy, ale wszystko zrobione w szczytnym celu. Oczywiście w klubie był także Roman Jankowski, o którym też nie można zapominać, bo to człowiek z wieloletnim doświadczeniem w trenerskiej materii. Obaj panowie zasłużyli na medal, złoty oczywiście.
PS
Na koniec, pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Był to ostatni tekst cyklu i jednocześnie mój ostatni tekst na portalu zuzelend.com. Jako były redaktor naczelny portalu i przez ostatnie miesiące zastępca, czuję się w obowiązku krótko podziękować. Dziękuję wszystkim, którzy współtworzą ten portal, a w tym przypadku mam na myśli przede wszystkim czytelników. Bez was nie byłoby niczego, a zwłaszcza w ostatnim czasie znakomicie tworzycie tutejszą społeczność. Oby tak dalej, bo zuzelend ciągle się rozwija i pnie do góry. W ciągu dwóch lat spędzonych na portalu bywało różnie, bo musielismy podnieść zuzelend z kolan. Udało się, również dzięki Wam! Był to dla mnie znakomity okres.
DZIĘKI I ŻUŻLOWO POZDRAWIAM!
Amadeusz Bielatowicz (za: inf. własna)