Przy okazji odwołanego sparingu Fogo Unii z ROW-em Rybnik, ci drudzy zwrócili uwagę, że na torze w Lesznie, nawet gdyby nie padało, to i tak nie dałoby się jeździć. Piotr Żyto opowiadał nam, że od Petera Kildemanda dowiedział się, że jest bardzo przyczepnie i niebezpiecznie. Szkoleniowiec ROW-u stwierdził też, że Unia chyba popełniła błąd w przygotowaniach. Leszczynianie, na przekór wszystkiemu, chcieli pierwsi wyjechać na tor, zaryzykowali i rozkopali nawierzchnię, ale wtedy spadł wielki śnieg. To co się dzieje teraz ma być następstwem tamtej akcji. Tor bardzo głęboko i bardzo mocno nasiąkł wodą i nie chce przeschnąć. - Nie było żadnego błędu w sztuce ? mówi nam trener Fogo Unii Roman Jankowski. - To wszystko co u nas się dzieje jest winą pogody. W poprzednich latach nam sprzyjała i jako pierwsi wyjeżdżaliśmy na tor, a teraz jak na złość ciągle tylko pada. Nie jest też aż tak źle jak mówi Piotrek Żyto. Spod taśmy jeszcze nie jeździmy, ale jazdy gęsiego też nie ma. Zawodnicy po dwóch, trzech wyjeżdżają na tor. Kiedy będzie można się ścigać? Nie wiem. Dziś ma padać, więc chyba dopiero w piątek, na Memoriale Alfreda Smoczyka. O ile pogoda będzie łaskawa ? kwituje Jankowski.
Wydaje się, że leszczyński serial z torem może jeszcze trochę potrwać. Mimo zapewnień trenera ciągle nie jest tam bezpiecznie. W innym razie po co Kildemand szukałby miejsca do treningu poza Lesznem.