13 maja 2012 r. - to data, która na długo zapadła w pamięci kibiców "czarnego sportu". Tego dnia cztery lata temu we Wrocławiu zginął Lee Richardson.
Żużlowiec zanotował bardzo groźny upadek w meczu ligowym Betard Sparty Wrocław - PGE Marmy Rzeszów. Reprezentujący wówczas drużynę z Podkarpacia, Anglik w trzecim wyścigu dnia zahaczył o tylne koło Tomasza Jędrzejaka, co wytrąciło go z rytmu i z całym impetem uderzył w bandę, w miejscu, gdzie nie ma już dmuchanego zabezpieczenia. "Rico" miał krwotok wewnętrzny po uderzeniu w siatkę okalającą wrocławski tor. Niestety pomimo wysiłków lekarzy żużlowiec przegrał walkę o życie w szpitalu, na stole operacyjnym. Jako przyczyny śmierci podano wielonarządowe obrażenia klatki piersiowej, pęknięte płuco i wykrwawienie. Zawodnik miał 33 lata i był jednym z lepszych brytyjskich żużlowców.
Niezwykle czysto jeżdżącego żużlowca, który w swojej karierze zdobywał punkty dla zespołów z Piły, Grudziądza, Zielonej Góry, Wrocławia, Lublina, Częstochowy i Rzeszowa będą wspominać kibice. Jego niesamowitą ambicję i to, że nigdy nie odmówił wspólnej fotografii, udzielenia autografu. Nawet po słabszym meczu potrafił znaleźć chwilę na rozmowę. Pamiętają o nim koledzy, niekiedy rywale żużlowych rywalizacji o ligowe punkty.
- Wspominam Lee bardzo dobrze. Początek mojej kariery był z nim związany, bo jeździłem z nim dużo w Anglii i w Szwecji też często się z nim mijałem. Świetny zawodnik. Szkoda, że nie ma Go już razem z nami. To już cztery lata, ten czas naprawdę szybko leci. Lee był zawsze uśmiechnięty. Skromny i normalny zawodnik, z który można było zawsze o wszystkim porozmawiać. - tak wspomina "Rico" jego kolega z toru, Maciej Janowski.
Lee Richardson, gdyby żył, jeszcze z pewnością niejedno by w żużlu osiągnął. Pozostanie na zawsze w sercach działaczy, trenerów, zawodników i kibiców.
Cześć Jego pamięci!
Natalia Zawodna (za: inf. własna)