Był pierwszym polskim mistrzem świata juniorów. Wygrywając z kompletem punktów w niemieckim Olching w 1996 roku otworzył sobie drzwi do fenomenalnej kariery, która trwa do teraz. Jak wspomina tamten dzień Piotr Protasiewicz?
- To był dla mnie niesamowity dzień. Pamiętam go bardzo dobrze, bo zdobyłem złoto, jako pierwszy Polak. Przygotowywałem się bardzo długo do tych zawodów. Kupiłem specjalnie na tę okazję nowy silnik, pojechałem też do Niemiec z potężnym teamem. W moim sztabie był Tommy Knudsen, prezes ówczesnego klubu, w którym startowałem, czyli Andrzej Rusko, mój tata, brat i jeszcze kilka osób, które mnie wspierały.
Generalnie nie mogłem spać noc przed zawodami, były niesamowite nerwy. Silnik, który kupiłem włożyłem w ramę przed oficjalnym treningiem nie pasował i mechanik musiał go zabrać, by coś jeszcze z nim podziałać. W ogóle trzeba powiedzieć, że w tamtych czasach była ciągła walka o sprzęt, o nowe rzeczy. Teraz trochę się zmieniło (śmiech).
Silnik dostałem zaledwie godzinę przed zawodami. Nie miałem okazji nigdy na nim jechać, nie testowałem go. Po prostu wsiadłem na niego i pojechałem w turnieju. Pamiętam, że na stadionie było mnóstwo kibiców z Zielonej Góry i Wrocławia, gdzie wówczas startowałem. Przed pierwszym biegiem nawet nie myślałem o zwycięstwie. Chciałem się szybko spasować do toru i powalczyć w dalszej fazie. Na szczęście wszystko ułożyło się idealnie, komplet punktów to naprawdę był wówczas wielki wyczyn. Zwłaszcza, że rywali miałem przednich.
Na pewno to był piękny moment, bo triumf otwierał mi furtkę do innego, żużlowego świata. Mistrz świata juniorów wchodził automatycznie do mistrzostw świata seniorów i dopiero wtedy widziało się przepaść pomiędzy zawodnikami zagranicznymi, a polskimi. Po zawodach jeszcze długo trwały negocjacje na temat zakupu tego silnika, wiele nerwów, ale ostatecznie był to bardzo udany dzień.
Czy cykl mistrzostw świata jest lepszy niż jednodniowy turniej?
- Szczerze mówiąc, to każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Podczas zawodów jednodniowych nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Z drugiej strony każdy defekt sprawia, że twoje szanse drastycznie maleją. Z kolei w cyklu kilku rund można odrobić różne niepowodzenia. Naprawdę ciężko mi powiedzieć, które rozwiązanie jest lepsze. Tak jak powiedziałem, jeden i drugi system ma swoje wady i zalety.
Jak Protasiewicz ocenia szanse Krystiana Pieszczka, który w niedzielę powalczy o dwunasty złoty medal dla Polski?
- Krystian jest faworytem. Jedzie na swoim torze, wie, jak się zachowuje o każdej porze dnia. Myślę, że powinien zdobyć złoty medal.