W niedzielę na stadionie imienia Alfreda Smoczyka w Lesznie w ramach IX rundy PGE Ekstraligo rozegrany został mecz pomiędzy miejscowymi "Bykami", a częstochowskimi "Lwami". Najlepszym zawodnikiem meczu był Piotr Pawlicki, który uzbierał płatny komplet punktów.
Pawlicki wreszcie w polskiej lidze znalazł odpowiednie ustawienia. W niedzielne popołudnie podczas meczu przed miejscową publicznościom uzbierał 14 punktów wraz z bonusem. Dla młodszego z klanu Pawlickich ważniejsze było jednak zwycięstwo drużyny niż jego dorobek punktowy. -Jedziemy drużynowo, jestem przez to bardziej zadowolony, że wygrywamy pewnie mecz. Wiadomo na własnym torze i można się do czegoś przyczepić na przykład jakichś poszczególnych biegów. Fajnie, że drużyna wchodzi na dobre tory. Mam nadzieję, że w Zielonej Górze powalczymy też o zwycięstwo. - powiedział po zakończonym meczu.
Leszczyńska drużyna z pewnością potrzebowała takiego meczu, aby przetestować się przed kolejnymi meczami. Potrzebowali pewnej wygranej, aby na nowo się odrodzić. Czy Włókniarz był testem przed ważniejszymi meczami? - Ciężko powiedzieć, Włókniarz jest dobrą drużyną jeżdżącą w Ekstralidze, a to jest najmocniejsza liga świata. Może faktycznie gdzieś tam nazwiska poszczególnych zawodników nie są na papierze tak mocne jak u nas w Lesznie, ale chłopacy pokazali, że potrafią walczyć, wygrywać biegi. Tak naprawdę nie ma słabych drużyn, podchodziliśmy do tego spotkania z pełną koncentracją, z jak największą chęcią zwycięstwa. Chciałbym to podkreślić nie ma słabych meczów, ani drużyn. Wygraliśmy mecz i z tego się bardzo cieszymy.
Po zakończeniu 12 biegu Piotr Pawlicki groził palcem Oskarowi Polisowi, który od kilku meczów prezentuje agresywną jazdę. Tak było i w tym meczu, młody zawodnik "Lwów" nie zostawił miejsca Bartoszowi Smektale w drugim biegu. Wychowanek leszczyńskiej Unii cudem uniknął upadku. Ponownie agresywny styl pokazał w biegu dwunastym, gdy próbował wjechać w Pawlickiego z wyciągniętymi rękoma. Stały uczestnik Grand Prix postanowił wytłumaczył nam o co chodziło po zakończonym biegu. - To nie było spięcie, które mogło spowodować coś więcej. Po prostu chciałem wytłumaczyć Oskarowi, że jest młodym zawodnikiem, i tak samo jak pokazywał to w niektórych meczach oraz w tym spotkaniu, przynajmniej w drugim biegu jak i w naszym wspólnym. Próbował we mnie wypuszczać motocykl na prostych rękach, a z trybun tego nie widać. My zawodnicy wiemy, że taka jazda później łączy się z niebezpieczeństwem. Jadąc na prostych rękach nie wiadomo jak motocykl się zachowa, czy złapie jakąś dziurę, koleinę, czy może przyczepność. Jest połowa sezonu, a wszyscy chcemy do końca dojechać zdrowo. Brawa dla tego chłopaka za ambicje, za walkę, bo jest ambitny, waleczny. Zaczyna łapać dobry wiatr w żagle, lecz trzeba zachować trochę pokory i nie dać się ponosić emocjom, bo nie ma sensu wyjeżdżać na wypuszczonych rękach i wjechać w kogoś. Żużel jest niebezpiecznym sportem, nie wiadomo jak motocykl się zachowa. -skomentował Pawlicki.
Weronika Pizoń (za: inf. własna)