- Gdyby człowiek przejmował się tym, co się działo w trakcie finałowych zawodów, to mógłby się załamać. Przyjąłem strategię, żeby nie patrzeć na wynik, ani to z kim jadę. Starałam się wyłączyć z wszystkiego i pojechać, jakby to było całe moje życie, jakby nic poza tym nie istniało. Każdy z nas walczył na swoje sto procent, a mecz był pełen zwrotów akcji. W końcówce zaczęliśmy łapać o co chodzi, ale przecież Wrocław mógł w każdej chwili pociągnąć wynik w swoją stronę. Piotrek był niesamowity, cały czas oglądał się na mnie. Gdyby mógł, to pewnie podałby mi linkę holowniczą. Robił wszystko, by mi pomóc. Chciałem tylko dowieźć 5:1 do mety. Bałem się, żebyśmy sobie z Piotrem nie przeszkodzili, nie zasypali się szprycą. Jechaliśmy na czele i nie mogłem uwierzyć, że wrocławian nie było widać. Na drugim okrążeniu wiedziałem, że zamykamy temat. Podwójne zwycięstwo w ostatnim biegu było świetnym podsumowaniem całego sezonu. Teraz możemy świętować - powiedział Janusz Kołodziej