Jest już plan przygotowań do nowych rozgrywek?
- Tak. Juniorzy zaczynają regularne treningi od 1 grudnia. Seniorzy to oczywiście profesjonaliści. Każdy z nich będzie się przygotowywał na własną rękę. Ściągniemy ich tylko na wspólny obóz, może dwa. Na pewno planuję wybrać się z nimi do Szklarskiej Poręby i zaaplikować im nieco zajęć na nartach biegowych i zjazdowych.
------------------------------------------------------
- Mówi się, że najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Potrzebna więc panu była ta Częstochowa, gdzie na każdym kroku będą pana wszyscy pytali o Włókniarz?
- Częstochowa to moje miasto, Włókniarz to mój klub. Powiedziałem sobie, że jeśli nie teraz, to kiedy? Mam 67 lat, wciąż czuję się młody, sporo jeżdżę na rowerze (szkoleniowiec regularnie pokonuje odcinki po 100 km i więcej - przyp. red.). Wieku jednak ostatecznie nie oszukam, więc jeśli mam jeszcze coś w życiu zrobić dla Włókniarze, to właśnie teraz. A presja? Już ją odczuwam. Zaczepiają mnie na ulicy, w sklepie, ale nie przeraża mnie to. W Częstochowie przeżyłem mnóstwo wspaniałych chwil jako zawodnik i trener. Było też sporo mniej przyjemnych momentów. Groźne upadki, kontuzje, problemy organizacyjne. Gdy odchodziłem z klubu w 1997 roku po kilkuletniej pracy trenerskiej, mówiłem sobie, że to tylko na chwilę, a ta chwila w sumie potrwała aż 20 lat.
---------------------------------------------------------
- Siłą Włókniarza już w miniony sezonie był własny tor. Fachowcy przewidują, że z Cieślakiem w sztabie szkoleniowym częstochowski obiekt stanie się twierdzą nie do zdobycia?
- To jest zupełnie inny tor niż w czasach kiedy jeździłem. Na pewno jednak sporo o nim wiem. Gdy przyjeżdżałem tu z rywalami, to więcej wygrywałem, niż przegrywałem. Dzisiaj już jednak nie da się przygotować takiej nawierzchni, która stanowiłaby zdecydowany atut gospodarza. Nad wszystkim czuwają komisarze. Poza tym jeśli Włókniarz będzie wygrywał, to nie dzięki mnie. To zawodnicy mają być głównymi aktorami, a trener może im tylko odrobinę pomóc.