Rozmowę z Szymonem zaczniemy od aspektu najważniejszego czyli zdrowia zawodnika, który w 10 biegu uczestniczył w upadku. Jak się teraz czujesz, wszystko jest ok?
-Po upadku wszystko jest ok, bardziej ucierpiał mój motocykl, który musiałem zmienić na nowy. Zaburzyło nam to troszeczkę plan działania ale byłem przygotowany na dwa motocykle i oba były równie szybkie. Wiadomo jednak, że jak się wsiada w trakcie meczu na drugi motocykl to nie zawsze jest tak jakby się chciało.
Mecz w Gorzowie zakończył się minimalną wygrana gospodarzy 44:46 co zwiastuje niesamowite emocje w meczu rewanżowym. Szymon Woźniak zapytany przez nas czy zaliczka jest satysfakcjonująca szczerze wyznał
-Bralibyście taki wynik przed zawodami w ciemno?
Na to pytanie mogła paść tylko jedna odpowiedź, oczywiście, że nie.
-No tak właśnie myślałem. Jadąc na drugi mecz do Leszna dobrze byłby mieć wynik z piątką z przodu ale to się nie udało. Z jednej strony twierdza Gorzów została do końca sezonu nie zdobyta ale akurat za to medalu nie dają. Na pewno chcieliśmy wygrać większą zaliczka w punktową ale na pewno się nie poddamy, to jest u nas jak Amen pacierzu. Ja jestem z takiej gliny ulepiony, że dopóki piłka jest w grze to wszystko jest możliwe i wierzę, że moi koledzy z drużyny mają takie samo podejście. Z pełnym przekonaniem mówię to, że do Leszna jedziemy wygrać i zdobyć złoty medal.
Dzisiejsze spotkanie trzymało w napięciu aż do ostatniego biegu czy podobnego przebiegu spodziewasz się po drugim finale?
-Na to liczę i tak też obstawiam. Finały to są bardzo zacięte spotkania a Leszno było dzisiaj fantastycznie dysponowane na naszym torze. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy my byli tak samo fantastycznie lub nawet lepiej na torze w Lesznie. Historia speedwaya zna już takie przypadki i nawet z nie takich opresji się wychodziło. My liczyliśmy na lepsze spotkanie ale to jak pojechaliśmy dzisiaj absolutnie nie stawia nas moim zdaniem na straconej pozycji.
Dzisiejszy mecz był bardzo wyrównany, cios zadany przez Stal w kolejnym biegu oddawał Unia, co było tego przyczyną?
-Jak się skrzyżuje rękawice z taką drużyną jak Unia Leszno to właśnie wygląda. To już nie funkcjonuje tak, że ktoś jest lepszy, ktoś gorszy, ktoś ma dobre ustawienia i zdobywa 3,3,3 no może oprócz Bartka. Tutaj już czterech zawodników ma dobre ustawienia i jeden przyjeżdża pierwszy a ktoś musi przyjechać ostatni. Klasa przeciwnika był dzisiaj widoczna, Unia postawiła nam bardzo wysoko poprzeczkę. To były zdecydowanie najtrudniejsze zawody w tym sezonie jakie przyszło nam na naszym torze odjechać. Teraz to my mamy tydzień żeby przygotować się na mecz w Lesznie tak jak Unia przygotowała się na mecz w Gorzowie.
O wszystkim decydował dzisiaj start a cała gorzowska drużyna miała dziś problemu w tym aspekcie.
-Zdecydowanie dzisiaj starty były naszą piętą Achillesową, pomimo zauważalnej dobrej prędkości po trasie niestety jechaliśmy za rywalem i ciężko było cokolwiek zrobić. To już kwestia klasy rywal, dzisiaj trzeba było wygrywać starty i pierwszy łuk rozgrywać na własną korzyść a to nam dziś nie do końca wychodziło poza pojedynczymi przypadkami. Jakie były przyczyny tego, że tak się działo? Naprawdę ciężko powiedzieć. To był finał mierzyliśmy się z zespołem, który wygrał rundę zasadniczą i proszę mi wierzyć o każdy metr toru trzeba było walczyć z krwią na pięściach.
Za tydzień mecz rewanżowy w Lesznie jak Ty indywidualnie wspominasz leszczyński owal?
-Generalnie lubię jeździć na torze w Lesznie, ligowe spotkanie jechaliśmy tam dość dawno
i wtedy jeszcze moja forma nie była taka jaka jest teraz. To już jest finał, w którym może wydarzyć się absolutnie wszystko. Do końca sezonu zostało nam 15 wyścigów. Ja w naszą drużynę wierzę, wierzę w moich kolegów i wiem, że stać nas na to żebyśmy w Lesznie wygrali.